czwartek, 31 stycznia 2013

Moment jak wieczność




Przyszedł czas, gdy mogę już mówić otwarcie, więc w tym artykule podzielę się kolejnym momentem z mego życia, który mimo upływu czasu pozostaje wciąż świeży i żywy we mnie.

Moi rodzice przeszli gehennę drugiej wojny światowej i po wyzwoleniu postanowili się oddzielić od kościoła ... nie tyle od tego czegoś większego, nie od tradycji rodzinnych... tylko od instytucji. Więc kiedy się urodziłam jako ich trzecie dziecko, postanowili, że jako jedyne z rodzeństwa nie będę ochrzczona... To miało dla mnie wiele implikacji, jednak ten artykuł jest nie o tym.

Tak więc nie miałam kontaktu z religią instytucjonalną, miałam też niewielu przyjaciół wśród rówieśników, bo dla nich byłam odszczepieńcem... takie były początki mojej drogi w dorosłe życie.

Od najmłodszych lat byłam mocno zżyta z przyrodą... godzinami spędzałam czas z ptakami, ślimakami i innymi braćmi mniejszymi.... zresztą to zostało mi do dziś. Przyrodę traktuję jak własną rodzinę.

Zdarzenie o którym jest ten artykuł miało miejsce ponad pół wieku temu. Uczęszczałam już do liceum... miałam nie więcej niż siedemnaście lat.

Pewnego dnia, szłam jak codziennie do szkoły. Mieszkam w małym i malowniczym miasteczku. Przechodziłam właśnie przez niewielką rzeczkę, obok starego i pięknego budynku, w którym do dziś znajduje się bank. Tak więc po prawej i lewej stronie miałam zieleń skweru, a na wprost właśnie ten budynek banku, natomiast w głębi, w tle był budynek mojej szkoły. Moje plecy ogrzewało wrześniowe słońce, a w sercu czułam dziwną tęsknotę choć nie wiedziałam za czym tak mocno tęsknię....

Jakiś impuls nakazał mi podnieść głowę i zobaczyłam ... To co zobaczyłam trudno jest oddać słowami nawet poety, więc wybaczcie mi, że ułomnie to opiszę.

Nad budynkiem banku unosił się złoty, błyszczący słonecznie pojazd podobny do tych z rycin o rydwanach. Wszystko było złote, łącznie z przepięknymi i ogromnymi rumakami.
W pojeździe była tylko jedna postać .... osoba bardzo wysoka. Miała ponad trzy metry wzrostu a może nawet więcej, biło z niej piękno, doskonałość i coś jakby dostojeństwo. A jednak ta postać była bardzo przystępna i mimo majestatu w dziwny sposób bardzo bliska.

Serce młodej dziewczyny gwałtownie zabiło. Pomyślałam, że jest to mężczyzna, którego  pokochałam... usłyszałam Jego piękny, dźwięczny głos : Chcesz przejechać się ze mną?
Natychmiast znalazłam się w tym rydwanie obok Niego. Powiedział mi ze śmiechem, że nie jest ani mężczyzną ani kobietą ... dopiero po latach dowiedziałam się, że taką postać mają istoty z innych wymiarów. W tym momencie byłam tak zachwycona i zafascynowana, że z wrażenia nawet nie pamiętałam imienia jakie mi wymienił... nie pamiętam gdzie byłam ani co robiłam a nawet jak długo trwało to doświadczenie.... Byłam SZCZĘŚCIEM...

W pewnym momencie pomyślałam, że pewnie już rozpoczęły się lekcje, jednak dla mnie to już nie miało żadnego znaczenia... Jednak Istota zatrzymała pojazd nad budynkiem mojej szkoły a ja posłusznie znalazłam się przed drzwiami wejściowymi. Było mi bardzo smutno i źle, że mam wracać do tego świata nieprzyjaznego. Usłyszałam tylko: tak trzeba. 
Gdy pojazd znikał usłyszałam jeszcze, że będzie przy mnie i kiedyś ponownie się spotkamy ... i ten jego kojący, perlisty śmiech wypełnił moje obolałe serce jak balsamem.

Do szkoły weszłam zdziwiona, że nikt nic nie widział, wszyscy spieszyli się do klas tak jakby się nic nie stało... a ja byłam odmieniona.

Pierwszą osobą jaką spotkałam była moja polonistka, która zauważyła że coś mi się przytrafiło... tak kobieta długo była mi nie tylko nauczycielem ale i również przyjacielem.
Opowiedziałam jej co mi się przytrafiło... wysłuchała w skupieniu i szacunku. Jednak poprosiła bym nikomu o tym nie opowiadała, bo ludzie jeszcze nie są gotowi usłyszeć.

W mojej głowie powstała myśl, że ta Istota, to pewnie to COŚ, bóg... chciałam koniecznie dowiedzieć się więcej. Moja polonistka, kochana kobieta, pomagała mi więcej niż tamte warunki pozwalały, poznać odległą starożytność... mitologię... a nawet kontynuację tych "mitów" w obecnym życiu. Za jej namową przeczytałam cały Stary Testament, wiele sutr i Wedy... szukałam tej ukochanej Istoty jednak nie znalazłam jej tam, gdzie jej wówczas nie było...
 
Ziemskie doświadczenia toczyły się swoim rytmem, a moje poszukiwania swoim... Mijały lata, zmieniały się koleje mego losu....  zmieniała się świadomość ludzi i takie metafizyczne doświadczenia już udziałem wielu ludzi.
Doczekałam tych czasów i teraz mogę dzielić się swymi wspomnieniami... 

Moja TAO trwa a zdobyta wiedza powoli przeobraża się w mądrość... i dzielę się nią najlepiej jak potrafię.

Pozdrawiam wszystkich czytających, życząc im również spotkania ze swoją Istotą.

Hania




wtorek, 29 stycznia 2013

Marzenia



Marzenia są bardzo ważną częścią naszego życia. To jest nasz" urlop" od zmagań. Kto ich nie miewa?
Jednak marzenia są czymś więcej niż "urlopem". 
Przecież od konkretnego marzenia rozpoczyna się kreacja... Kierujemy uwagę na nasze marzenie i tam płynie nasza energia.

Najczęściej nasze marzenia jak ogromne latawce wiszą nad naszym niebem...gromadzimy tych marzeń bez liku w każdym wcieleniu i z wcielenia na wcielenie. Nasza energia jest tam umieszczona, a my nawet nie pamiętamy czego dotyczyły te marzenia.

Aby marzenie zmaterializowało się na Ziemi potrzebna jest jeszcze decyzja i działanie...
Jednak większość naszych marzeń jest przez nas samych sabotowana i to z najróżniejszych powodów. Jeden wspólny to, to że tak na prawdę nie chcemy tego o czym marzymy.

Kochani w obecnych czasach i energiach temat nie zrealizowanych marzeń jest bardzo ważny a jednak pomijany.

Ważny, gdyż w tych marzeniach, które się nie zamanifestowały mamy zdeponowany ogrom naszej energii, której często odczuwamy deficyty... po prostu zapomnieliśmy i nie wiemy gdzie ona jest.
Następnym powodem jest to, że manifestacja naszych decyzji jest teraz niezmiernie szybka, w przeszłości od decyzji do zaistnienia mijały odpowiednio miesiące, lata a nawet setki lat... im dalsza przeszłość tym wolniej przebiegał proces. 
Teraz manifestacja następuje niezmiernie szybko, więc tych niezrealizowanych marzeń tworzymy znacznie więcej.

Co możemy z tym zrobić? Trzeba jakoś wycofać energię z tych nieużytecznych marzeń choćby były najpiękniejsze.

Proponuję systematyczną praktykę przypominania sobie swoich marzeń i sprawdzenie, czy je zrealizowaliśmy.
Może dam najprostszy z przykładów : marzy mi się czekolada, tak bym ją zjadła aż ślina mi cieknie... marzenie jest. Teraz sprawdzam czy zjadłam tą czekoladę... jeśli tak, to ok marzenie jest zrealizowane, a energia powraca do mnie. Jednak często z różnych przyczyn nie zjadam tej czekolady. I co dzieje się dalej... ano nic wielkiego, moja energia zaangażowana w to marzenie jest gdzieś i czeka...

Wyobraźmy sobie, że ta energia tworzy chmurkę ... lub wielką chmurę w przypadku wielu takich różnych marzeń... i stańmy pod tą chmurą decydując by spadła ta energia na nas w postaci deszczu. Chłońmy ją całym ciałem, witajmy z radością aż wchłoniemy wszystką. To jest proste i skuteczne.

Z bieżącymi marzeniami nie powinno być kłopotu gdyż jeszcze dobrze pamiętamy co to było. Więcej zachodu wymaga odzyskanie energii z tych starszych marzeń, bo po prostu już ich nie pamiętamy. Jednak mamy możliwość by w snach wypłynęły te dawne i niezrealizowane marzenia. Wówczas z obrazów sennych robimy taką chmurkę i odzyskujemy energię.
Kochani jest to bardzo ważne, stare sposoby już nam nie służą.
W nowy sposób tworząc rzeczywistość potrzebujemy dużo energii by się mogła zamanifestować, więc tworzymy ... a tu okazuje się, że mamy tej energii zbyt mało bo jest zaangażowana w przeszłości.
Więc mili moi, jeśli marzycie o szczupłej sylwetce i w ciągu tygodnia waga nie spadła nawet o jeden kilogram... rozpuśćcie to marzenie. Może to nie ten czas, a może ta sylwetka jest całkiem ok i wystarczy zaakceptować swój wygląd, a może... powodów może być wiele  i to nie ma znaczenia.

Ja tylko chcę zwrócić Waszą uwagę, gdzie jest zdeponowana i nieużywana bieżąco Wasza energia oraz pokazać, że jej odzyskanie jest proste.
Tak więc utrzymujmy nasze czyste marzenia jak skrzydła i rozpuszczajmy te niezrealizowane by pozbyć się dosłownej kuli u nogi. 



Wszystkim życzę Radości życia, przez które idziemy lekko, z wdziękiem i przyzwoleniem...
Hania

niedziela, 27 stycznia 2013

Wizja

Dziś ujrzałam zdjęcie trzech bogini losu. Zerknęłam za siebie i zobaczyłam jak przedziwnie tkane są moje losy... jak prowadzona jestem i przez sen ... i przez jawę. Postanowiłam opisać przypadek takiej nauki, który przydarzył mi się prawie trzy lata temu.



Od wielu lat przydarza mi się takie dziwne zjawisko, nieco podobne do snu i jednocześnie sceny są wyraźne i nasycone jak w filmie trójwymiarowym. Cała akcja toczy się w nieokreślonej przyszłości na naszej planecie Ziemi. Jest to coś w rodzaju ... sen... nie sen... jawa... nie jawa.

Widzenie zaczęło się w momencie, gdy utrudzona życiem, zjawiskami pełnymi negatywizmu, i społeczną inercją, mocno mi się znudziło. Postanowiłam opuścić życie ziemskie. Jestem więc w lesie, wśród drzew ... cisza, spokój, tylko pies spokojnie biega.
Wchodzę w medytację śmierci. 
Jest mi dobrze, jestem całkowicie połączona z całą naturą , jakby wtopiona w nią. Jestem gotowa tak pozostać, gdy z głębi mnie dochodzi wezwanie "wstań i wracaj do domu". 
Wiem, że jest to moja najlepsza przyjaciółka Śmierć .... jednak nie mam ochoty powracać do życia pełnego trudów.

Wtedy pojawia się Rada Karmiczna ... trzymają jakiś starożytny dokument i głosem nie znoszącym sprzeciwu informują mnie, że podpisałam kontrakt, który teraz mam wypełnić. Czuję w sobie dużą niechęć, zastanawiam się czy ten kontrakt nie jest raczej cyrografem na moje życie... Słyszę śmiech i słowa przynaglenia. Rad, nie rad przerywam mój błogi stan, wołam psa i ... choć bez entuzjazmu, wracam.

Dojeżdżam do mego domu i zauważam jakiś skłębiony tłum ... ciężko wzdycham, znowu ludzie z przerostem egoizmu. Zatrzymuję się i patrzę jak cała rzesza pseudo reporterów napiera na mnie, wrzeszczy zadając jakieś niezrozumiałe pytania... dokładnie wygląda to tak jakby chcieli mnie rozdeptać. 

Uff jest gorzej niż było wcześniej... marzy mi się gorąca kawa. I ledwo pomyślałam mam kubek gorącej kawy w rękach. Natychmiast jazgot wzrasta wraz z nachalnym żądaniem by coś im wyjaśnić... koszmar. 

Patrzę i milczę, mam w oczach smutek, bo wiem, że z całej tej rzeszy tylko jedna osoba przejdzie do życia, choć nie bardzo wiem co ma nastąpić.

Idę do domu, po drodze mijam moją młodą sąsiadkę, jest w stanie opłakanym, rozczochrana z obłędem w oku... szkoda mi jej. Zamykam za sobą drzwi i ze łzami bezsilności zwracam się do brata Jezusa ... mówię mu, jak mi ciężko.
On przynajmniej miał szczęście, wprawdzie jak miał 33 lata to przybili go do belki.... ja mam już 58 lat i jeszcze końca nie widać. 
Jezus ze śmiechem przypomina mi, że zamieniono Jego belkę na krzyż i do tej pory wyznawcy tak go trzymają... tacy są ludzie, niepoczytalni, nieżyczliwi, za boga mają ego potwora, który niszczy wszystko.... i ze śmiechem mówi, że taka jest ich świadomość i że naszym zadaniem jest to zmienić.

Uspokajam się i widzę jak moje mieszkanie wypełnia się różnymi duchami Natury. Patrzę oczarowana jak smukłe elfy tańczą z grubiutkimi gnomami w takt pięknego śpiewu rusałek, a salamandry i smoki biją brawo .

Czuję w swym ciele zmęczenie, wyczerpanie i bezwolnie osuwam się na podłogę... czuję tylko świadomość jak funkcjonuje w tym zrujnowanym ciele. 
I wtedy widzę jak wszystkie duszki otaczają mnie i coś robią... na koniec ubierają mnie, nakładają na głowę przezroczystą kulę ... takie same kule zakładają na głowę mego psa i kota... to jest dość niesamowite. 
Wstaję całkiem zregenerowana. Mam na sobie coś na wzór obcisłego kombinezonu połyskującego kolorem biało srebrnym. Czuję się dobrze w tym nowym odzieniu.

Ponownie wychodzę przed dom. Widzę jak prawie wszyscy z tego tłumu leżą jak butwiejące kłody drewna (odebrałam to jako synonim choroby) i tylko jedna osoba siedzi w kucki nieco zdezorientowana. Zauważam, że stało się choć tak na prawdę nawet nie wiem co. Osobą żyjącą zajmują się duchy Natury. W tym czasie pomyślałam o przyjaciołach żyjących w różnych krajach naszego globu. Natychmiast zobaczyłam co się dzieje na ich terenach... patrzyłam trochę odrętwiała jak ogrom ludzi leżą jak butwiejące kłody drewna.

Pojawia się informacja, że dla tych ludzi jest to ostatnia szansa. Mają podjąć decyzję i gdy tylko zdecydują się zrezygnować z ego potwora i lęku ... dostaną korniki Miłości które ich oczyszczą. Patrzę jak większość odrzuca tą propozycję i decyduje się odejść wraz ze swoim strachem,  żądzami i chorobami.

Głęboko westchnęłam. Zobaczyłam wiele kosmicznych braci i sióstr w formach, których nie jestem w stanie opisać. Wszyscy pojawili się by pomóc tym co pozostali.
Ci co zdali egzamin łączą się w grupy po osiemnastu. Wszyscy ubrani są w skafandry, które różnią się jedynie kolorami. 

Rozglądam się i widzę jak rozpuszcza się cały świat jaki znałam dotychczas. Wszystkie nasze tak zwane wynalazki całkiem się rozpuszczają, rozpływają. Klimat jest doskonały, a przyroda zregenerowana.... dosłowne oddycha pełną piersią, cala lśni życiem.
Jeszcze gdzieniegdzie widać kolorowe spirale energetyczne przypominające wyglądem trąbę powietrzną. 
Okazało się, że te nieliczne grupy po osiemnaście osób, rozrzucone po wszystkich kontynentach kontynuują oczyszczanie dosłownie wszystkich wynaturzeń jakich dopuścili się ludzie minionych epok.

Nadal nie wiem jakie jest moje zadanie i czego dotyczy kontrakt jaki mi pokazano. Jednak zniknęło to trudne uczucie przygniecenia. Czekam na dalsze informacje i ... budzę się. Mam dziwne wrażenie, że znam ten "film" i uświadamiam sobie, że jest to kolejna taka wizja. W moim wnętrzu słyszę głos " opisz to".
Więc najlepiej jak potrafię opisałam całą tą "wizję" choć nie wiem po co i czemu to ma służyć.

 Od tego snu przeminęło już prawie trzy lata ... Wizja ze snu dopiero teraz zaczyna być jasna...To można porównać do pandemii stagnacji pogrążonej w najróżniejszych chorobach a ludzie miast chcieć ZDROWIA, szukają specjalistów od najróżniejszych chorób myśląc że oni tylko nie chcą chorować a są nieświadomi że przez to tylko utrwalają swój stan choroby... 

Kochani ja wybrałam dla siebie stan SZCZĘŚCIA i wszystkim życzę również dostąpienia tego stanu, który sam w sobie zawiera i miłość i zdrowie i kasę...
Nie wierzycie? No to przypomnę, na Titanicu wszyscy, którzy mięli szczęście zostali uratowani ... ci, którzy mięli zdrowie utonęli.

Z życzeniami BĄDŹMY szczęśliwi.  Hania

piątek, 25 stycznia 2013

ASPEKTOLOGIA



W życiu jak w bajce ... trzeba przejść siedem gór własnych przekonań i pokonać siedem rzek odpuszczania urazów ... by najczęściej po bardzo długiej podróży odnaleźć siebie takim, jakim jest każde Istota, czyli dotrzeć do Źródła.

Homo Angelo to i Ja, i Ty i ... każda inna Istota. Każdy z nas ma ten potencjał.

Obiecałam świetlistym przyjaciołom, że będę płaczących przytulać, smutnych obdarzać uśmiechem i z poszukującymi dzielić się zgromadzoną mądrością Mentora.
Inaczej mówiąc, zdecydowałam się towarzyszyć w tej wędrówce innym na wzór trenera oraz asekurować na trudnych odcinkach.

Gdy planowaliśmy tą podróż zwaną doświadczeniem dualności na Ziemi, zaplanowaliśmy ramowo wszystko czego pragniemy doświadczyć i zaopatrzyliśmy się we wszystko co będzie nam w tym służyć. Jednak wyruszając w drogę dobrowolnie przyoblekliśmy woal zapomnienia ... to element gry sprawiający by była atrakcyjna.

Tu na Ziemi wiedzeni intuicją odszukujemy te zdeponowane narzędzia, by uczynić nasze doświadczenia ... no, najlepiej Radosnymi, choć wielu zadowala się namiastką.

Tak kochani, wyznacznikiem jest RADOŚĆ i SZCZĘŚCIE czyli Błogość.

Tao to droga, którą wszyscy przemarzamy w doświadczeniach ziemskich, każdy na na swój niepowtarzalny sposób.
Tak na prawdę nie liczy się osiągnięcie jakiegoś celu, który i tak z szerszej perspektywy nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko Tao...
Najcenniejsza jest droga sama w sobie.

Idąc tą Tao rozpoznajemy siebie w różnych doświadczeniach i pod różnymi aspektami. 

A czym są e aspekty?

Wytłumaczę to tak, jak ja pojmuję i zacznę od pewnego zarysu. Otóż indywidualne JA, w planie przedurodzeniowym określa jakimi archetypami będzie się posługiwać po zaistnieniu na Ziemi. Do niedawna zarządzaliśmy dwunastoma archetypami, jednak w ubiegłym roku (2012) otrzymaliśmy do dyspozycji dodatkowych sześć różnych archetypów, czyli mamy ich teraz już 18. 
Każdy z archetypów ma swoją nazwę powiązaną ze znaną mitologią i bajką...
Cztery z tej ogromnej liczby wszystkich archetypów ma każdy z nas, są to: 

1. Dziecko
2. Sabotażysta
3. Prostytutka
4. Ofiara

Pozostałe rozpoznajemy w ciszy serca, po naszych przekonaniach, zachowaniach itd. Nie będę tu opisywać całego procesu, bo jest żmudny i zajmuje najczęściej od 7 do 10 dni aktywnej uwagi prawie całą dobę.(1)

Nadmieniłam tylko o archetypach, by przybliżyć obraz czym są aspekty.

Otóż aspekty są jak kartki książki...są tworzone by uwiecznić zapis wcześniej doświadczonych działań archetypów w całej rozciągłości od in plus do in minus w życiu ziemskim.

Aspekty nie są nami, nawet nie są osobowe (choć tak się zachowują)... to są kalki, hologramy i tkwią w nas tak długo, dopóki nie rozeznamy tej sytuacji.

Za rozeznanie uważam wyciągnięcie wniosków...wdzięczność za doświadczenie oraz wybaczenie sobie błędów oraz co najważniejsze ... odpuszczenie całości. By tego dokonać jest nam niezbędna wiedza o naszych osobistych archetypach.

W tym momencie pamięć zdarzeń pozostaje w naszej kronice a my stajemy się lżejsi o tyranizujące nas naciski wewnętrzne. Dosłownie odczuwamy większą swobodę i przedsmak wolności.

 Życzę wszystkim wiele radości z tej gry zwanej Życie. 

Hania, Wanda, Fateha, Gerlanda, Anillach, Shee





(1) Organizuję kursy Aspektologii, najchętniej w małych grupach, gzie terminy można ustalać indywidualnie z odpowiednim wyprzedzeniem


czwartek, 24 stycznia 2013

Co dalej?




Mamy szczęście żyć w czasach intensywnych zmian i niesamowitych przyspieszeń. Sprawia to, że doświadczamy energetycznego szpagatu (między starą i nową energia), czyli przejścia z trójwymiarowej rzeczywistości zdominowanej przez homo sapiens poprzez stan homo separatum czwartego stanu... do następnego, docelowego wymiaru - homo holos.
Czym różnią się te  stany?
Są to całkiem różne podejścia do Życia we wszystkich Jego przejawach.

Człowiek homo sapiens i homo separatum jest skupiony na swym rozumie przynależnym wątpiącemu umysłowi. Taki człowiek "rozumny" najczęściej to, czego nie może pojąć, zrozumieć po prostu odrzuca, jest to mechanizm wmontowany w jego umysł. 
Tak, jest to jedna z metod umysłu, który tak sobie radzi z tym czego nie wie. W zanadrzu ma jeszcze zaprzeczenie i nieświadomość, jeszcze trudniejsze w swych skutkach metody - warto o tym wiedzieć.
Efekty takiej postawy jeszcze widać na każdym kroku: egoizm, walka i konflikt, manipulacja i jeszcze wiele innych wynaturzonych i upadłych energii. Postawa "ja i moje" po prostu króluje.

Ten etap naszych doświadczeń właśnie dobiega końca.

Ludzie pod wpływem różnych bodźców, jeden po drugim, budzą się z hipnotycznego snu... jeszcze mgliście, a jednak rozpoznają podstawową prawdę, że życie jest jednością, a przejawione życie jest dodatkowo holograficzne.
I dobrze się dzieje, bo jest nam sądzone by jeszcze w tym wcieleniu rozpocząć kolejny etap rozwoju naszej świadomości.
Co raz częściej i więcej ludzi zaczyna doświadczać nowego stanu homo separatum. Jest to nowy człowiek, jednak jeszcze oddzielony. Już poszukuje miłości, jednak jeszcze wciąż czuje się oddzielony od reszty stworzenia. Nazywam to sanem przejścia.

Następnym etapem przebudzenia jest otwarcie się na świadomość jedności. Jest to urodzenie w sobie człowieka homo holos. Jako boski człowiek obejmuje sercem całość i po prostu wie. Działa w zgodzie z Naturą stosując Wielkie Prawa wydobyte z ukrycia swego wnętrza. W swym działaniu nakierowany jest na najwyższe dobro wszystkich istnień, przy czym sam cieszy się doświadczanym życiem pełnym Miłości, Piękna i Harmonii ... i dba o własną równowagę.

Jako obdarzeni wolną wolą jesteśmy w trakcie dokonywania wyboru : stary człowiek homo sapiens ... czy nowy człowiek homo holos. 

Sam wybór zdaje się prostym ... a jednak...
Istnieje dżungla idei i nawyków, którymi żyliśmy i które teraz należy odpuścić, posprzątać po sobie piaskownicę. Dla wielu z nas trudno jest rozstać się z ulubioną grą, z ulubioną zabawką... Pochłonięci dotychczasową grą w życie nawet nie zwracamy uwagi, że każde działanie, każda manifestacja jest poprzedzona jakąś ideą zakotwiczoną w naszej podświadomości.

Jest jeszcze bardzo popularne stwierdzenie " Jestem tym, kim myślę że jestem" .... a reguły gry zmieniają się diametralnie, choć jeszcze nie wszyscy to widzą.

Z takiej postawy wynika, że istotne jest czy i z jaką rolą życiową się utożsamiam. Wygląda to podobnie jak w teatrze lub filmie. Zresztą między doświadczanym przez nas życiem a spektaklem teatralnym jest większe podobieństwo niż na ogół sądzimy.
Jak się przyjrzymy naszemu życiu to sami zauważymy ten ogrom ról jakie każdej chwili odgrywamy, np.: kobieta, żona, matka, kochanka, pracownik, pracodawca .... i tak można wymieniać dalej i dalej.
Czasami wpadamy w pewną pułapkę zawężając swe doświadczenie do kilku ról i tak sami się ograniczmy, ze szkodą dla całości własnego Jestem kim Jestem, czyli boskości.

Nagminnie też szafujemy słowami całkowici nie zdając sobie sprawy, że używane słowa uruchomiają określone energie emocjonalne...

Jednym z takich słów jest "bóg". Jesteśmy potomkami Słowian, więc nieco zainteresowałam się naszymi protoplastami. Okazało się, że używali oni często słowa "Bog" i to nie z powodu kościoła, bo były to czasy jeszcze przed chrztem Polski.
W mowie Słowian słowo "Bog" oznaczało szczęście, bogactwo.
Tak więc przymiotnik boży to inaczej mówiąc szczęśliwy, bogaty. Od tego słowa wywodzi się zwrot niebożątko jako zaprzeczenie, czyli ubogi, nieszczęśliwy ... echo tych znaczeń jeszcze odbija się w naszej literaturze.

Jako współcześnie żyjący zapomnieliśmy o tym, lub świadomie kojarzymy słowo "Bóg" z doktrynami religijnymi, robiąc przy tym sobie na przekór, odcinając się od swego wewnętrznego bogactwa. 

Takich kwiatków w naszym słowniku a co za tym idzie polu społecznej świadomości jest znacznie więcej. Ciekawe jest szafowanie słowem "bezwarunkowa", czy "miłość" jednak o innych słowach będą kolejne artykuły.

Dla czego o tym piszę?
Przyczyna jest prosta. Matematycznie udowodniono, że przejawy wszelkiego życia rozwijają się według wzoru Fibonacciego, jest to ciąg : 1, 1, 2, 3, 5, 8 ....i tak dalej. Wynika z tej matematycznej reguły, że należy do tego co było (przodkowie) dodać to co jest (my współcześni) by utworzyć następny etap(świetlaną przyszłość).

Właśnie przy budowie nowych wartości trzeba o tym pamiętać by "z dobrych chęci" nie ukręcić "starego gluta".




Wszystkim życzę RADOŚCI z poznawania, rozpoznawania i tworzenia.

I tak to jest kochani. Hania

środa, 23 stycznia 2013

Przyjaciele



Seria: o mnie

Ten artykuł przedstawia pewien etap, drogę którą już przeszłam i tą którą jeszcze idę.

Architekci z konstelacji Perseusza, przekazali, że wszelkie cierpienie jest lekarstwem na choroby Ducha.
Mój duch musiał być poważnie chory, bo większość doświadczeń ziemskich w moim długim życiu mogę przyrównać do zażywania chininy ... wydawało mi się chwilami, że nie dam rady. I właśnie w takich chwilach pojawiała się pomoc.

W tym artykule opiszę moich pomocników, którzy wiele lat pomagali mi przetrwać i zrozumieć najtrudniejsze momenty jakie sobie stworzyłam. Ponieważ doświadczenia ziemskie były nazbyt intymne, więc oszczędzę opisu tych doświadczeń a skupię się na pomocy jaką otrzymywałam.

Pierwsze były Istoty o bajecznych kolorach, Ich sylwetki nieco przypominały motyle..
Kiedy opuściły mnie Istoty o wyglądzie przypominającym motyle, czułam się bardzo osamotniona. W moim otoczeniu nie było kogoś, kto by pocieszył czy przytulił, ot tak z czystej bezinteresownej miłości... sami twardzi nauczyciele... ech myślałam, że już tylko poduszka będzie przyjmować moje łzy i narzekania....

Aż tu nagle, w środku dnia stanął przede mną jegomość nie z tego świata, choć całkiem realny, mogłam go dotknąć nie tylko zobaczyć. W zdumieniu przyglądałam mu się. Był mego wzrostu, dość "okrągły", miał głowę smoka i pulchne wszystkie kończyny. Jego skóra miała kolor omszałej zieleni, którą okrywał zabawny strój na wzór staromodny a na głowie miał czapkę z daszkiem. W sumie niesamowicie przyjacielski i taki uśmiechnięty każdą komórką.
Przytulił mnie swymi grubymi łapkami i powiedział, że jest moim dziadkiem i już nie może dłużej spokojnie patrzyć na moje życie, bo serce mu pęka.
Zalała mnie fala ciepła, spokoju i takiej miłości, że  prawie tonęłam we łzach wzruszenia. Powiedział, że mam go wzywać za każdym razem, gdy tylko uznam to za potrzebne. 
Pierwsza wizyta trwała tylko moment, jednak ten moment dał mi siłę do dalszego życia.

Z Dziadkiem widywałam się bardzo często. Z czasem, jak się przystosowałam energetycznie, zabierał mnie do siebie.
Pierwszy raz znalazłam się na Jego terenie, kiedy to przygniotło mnie ogromnie trudne doświadczenie ... wyglądało jakbym była sama jedyna na tym świecie pełnym zła... wtedy zabrał mnie w podróż. 
Znalazłam się na pięknej łące porastającej zbocze góry. Sam widok zapierał dech w piersiach i to czyste krystalicznie powietrze... i zapachy, aromaty nie znane na Ziemi.
U boku Dziadka pojawiła się niesamowita Smoczyca. W odróżnieniu do ciemnozielonego Dziadka, cała była biała, bardziej smukła i taka pełna miłości, spokoju... przytuliła mnie i powiedziała, że jest partnerką dziadka i bardzo chce bym poczuła ponownie radość (zgubiłam tą radość i myślałam, że na zawsze).

Oboje mnie objęli i poprowadzili w dół zbocza, skręciliśmy za skałą i moim oczom ukazał się rozkoszny widok... na łące baraszkowało bardzo dużo małych smoczątek, lekko popchnęli mnie w ich kierunku i powiedzieli, bym dobrze bawiła się z rodzeństwem.

Dorosłe smoki obserwowały całą zabawę i nie ingerowały. Jak sięgam pamięcią, na Ziemi nigdy nie bawiłam się tak radośnie i zapamiętale... jednak przyszedł czas powrotu.
Nie bardzo chciałam powracać, jednak Dziadek powiedział, że tak trzeba i jeszcze, że mam zadanie nie zakończone, jednak nie powiedział jakie to zadanie. Natomiast poprosił bym po powrocie przywoływała radość, przykładowo na spacerach. 
Powiedział, że mam otwierać usta i wydawać dźwięk, aż rozpoznam w nim to doświadczenie, które właśnie opuszczałam.
Długo to trwało nim udało mi się poczuć ponownie to uczucie radości...

Innym razem Dziadek i Biała Smoczyca pokazali mi swoją jaskinię pełną wewnętrznego światła i przeogromnych kryształów w najróżniejszych kolorach. Często bywałam w tym domu moich przyjaciół. Jednak moja ostatnia wizyta wyciska nawet w tej chwili fontannę łez.

Mniej więcej sześć lat temu, w 2006 roku pojawił się Dziadek, był bardzo zamyślony i poprosił bym odwiedziła jego jaskinię. Na miejscu byliśmy prawie natychmiast. Długo mnie przytulał... nawet teraz gdy piszę te słowa wstrząsa mną płacz... wiedziałam, że coś wisi w powietrzu, jednak nie wiedziałam co, a Dziadek tym razem był bardzo milczący.

Po chwili poprosił bym zbliżyła się do kryształów. Przede mną ukazało się siedem kryształów wyrzeźbionych w niesamowicie piękne trony. poprosił bym siadała na tronie na jego znak i w kolejności jaką mi wskaże.

Pierwszy  tron był z przezroczystego wyraźnie czerwonego, a jednak jasnego czerwonego kryształu.... siadłam... było to wygodne siedzisko i czułam się tak bezpiecznie. Po chwili Dziadek pokazał mi następny. tym razem koloru przezroczystej moreli tron... Kolejny miał kolor jak słońce... następny jak nieoszlifowany szafir... tak przesiadałam się jeszcze na niebieski... ciemno granatowy (indygo) i ostatni był tak eterycznie delikatny kolor... ni to biały, ni to jasno fiołkowy...

Gdy zeszłam z ostatniego tronu, Dziadek patrząc mi głęboko w oczy powiedział, że musi zniknąć na jakiś czas z mojego życia, bo ma bardzo pilne sprawy... nie mogę go na razie wzywać... on sam jak już będzie mógł przyjdzie do mnie... 
Widząc moją rozpacz powiedział, że jestem teraz już przygotowana i mam robić to co jest właściwe... mam iść wśród ludzi i być im przyjacielem. Mam tulić płaczących, uśmiechać się do smutnych i robić to co moje serce powie. 
Wiśta wio, łatwo powiedzieć... a ja bałam się ludzi tylko potrafiłam ten strach ukryć ... Dziadek jednak wiedział o tym i powiedział, że otrzymałam wszystko, co mi będzie potrzebne... jeśli uznam że potrzebuję więcej pomocy, mogę przyjść do tej jaskini sama i powtórzyć to doświadczenie...
Miałam jeszcze miliony pytań i chyba liczyłam, że tak zatrzymam Dziadka.... jednak On rozmył się przed mymi oczami.
Pozwólcie, że na tym skończę, bo fala wzruszeń mnie zalewa a chcę edytować ten tekst jak obiecałam jednak przeszkadza mi morze łez, więc wybaczcie... jak będę gotowa napiszę więcej.

Tak jak obiecałam, płaczących przytulam, smutnych obdarzam uśmiechem... łączę własną radość i miłość z Twoją...

 W miłości do całego Istnienia.  Hania



Homo Angelo





Stary porządek świata zbudowany na fałszywym micie oddzielenia człowieka od ziemi i całego istnienia stworzył człowieka: najpierw instynktowego Homo Sapiens:następnie  Homo Separatum  który czuje się odcięty i samotny w obcym i groźnym wszechświecie. 

Pełen lęku przed życiem i śmiercią za wszelką cenę i bez świadomości usiłuje ten świat podbić, uczynić sobie poddanym i wyeksploatować dla swoich celów. 

To on właśnie oderwany od źródeł życia, zwrócił swoją energię przeciwko życiu na Ziemi, tworząc globalizację strachu, głodu i przemocy. 

Wiele pisałam artykułów na blogu homoseparatus o tym jak przezwyciężyć ten stan. Tamten czas oraz blog to już historia, choć treści tam zawarte nadal są aktualne dla wielu. Pozostawiam więc go jako archiwum.

Teraz cała Ziemia przeszła kulminacyjny punkt i czas rozpocząć budowę NOWEGO... cokolwiek to ma być, bo życie nadal jest grą tylko w innej świadomości. 

Jaki człowiek taki świat. Świat jaki tworzymy jest odzwierciedleniem naszej świadomości. 
Dlatego świadomi i światli ludzie na całym świecie pragną abyśmy dokonali zwrotu ku Całości, abyśmy odzyskali głębokie połączenie z Ziemią i Całością Stworzenia. 

Stańmy się położnikami nowego człowieka, który dojrzewa w nas do przyjścia na Ziemię - nazwijmy  go Homo Holos, ten, który obejmuje cały świat czułą świadomością. 
Spokojny i mocno osadzony, czuje się w świecie jak w domu. Czerpie z całej obfitości istnienia i dzieli się tym z całym stworzeniem.

Dla mnie taki człowiek to Homo Angelo i właśnie blog, który utworzyłam jest dla tych, którzy budzą się do tego stanu.

Jeśli coś cię trapi i poszukujesz odpowiedzi, napisz a ja spróbuję sprostać zadaniu najlepiej jak potrafię.

W miłości do wszelkiego istnienia. Hania