środa, 23 stycznia 2013
Przyjaciele
Seria: o mnie
Ten artykuł przedstawia pewien etap, drogę którą już przeszłam i tą którą jeszcze idę.
Architekci z konstelacji Perseusza, przekazali, że wszelkie cierpienie jest lekarstwem na choroby Ducha.
Mój duch musiał być poważnie chory, bo większość doświadczeń ziemskich w moim długim życiu mogę przyrównać do zażywania chininy ... wydawało mi się chwilami, że nie dam rady. I właśnie w takich chwilach pojawiała się pomoc.
W tym artykule opiszę moich pomocników, którzy wiele lat pomagali mi przetrwać i zrozumieć najtrudniejsze momenty jakie sobie stworzyłam. Ponieważ doświadczenia ziemskie były nazbyt intymne, więc oszczędzę opisu tych doświadczeń a skupię się na pomocy jaką otrzymywałam.
Pierwsze były Istoty o bajecznych kolorach, Ich sylwetki nieco przypominały motyle..
Kiedy opuściły mnie Istoty o wyglądzie przypominającym motyle, czułam się bardzo osamotniona. W moim otoczeniu nie było kogoś, kto by pocieszył czy przytulił, ot tak z czystej bezinteresownej miłości... sami twardzi nauczyciele... ech myślałam, że już tylko poduszka będzie przyjmować moje łzy i narzekania....
Aż tu nagle, w środku dnia stanął przede mną jegomość nie z tego świata, choć całkiem realny, mogłam go dotknąć nie tylko zobaczyć. W zdumieniu przyglądałam mu się. Był mego wzrostu, dość "okrągły", miał głowę smoka i pulchne wszystkie kończyny. Jego skóra miała kolor omszałej zieleni, którą okrywał zabawny strój na wzór staromodny a na głowie miał czapkę z daszkiem. W sumie niesamowicie przyjacielski i taki uśmiechnięty każdą komórką.
Przytulił mnie swymi grubymi łapkami i powiedział, że jest moim dziadkiem i już nie może dłużej spokojnie patrzyć na moje życie, bo serce mu pęka.
Zalała mnie fala ciepła, spokoju i takiej miłości, że prawie tonęłam we łzach wzruszenia. Powiedział, że mam go wzywać za każdym razem, gdy tylko uznam to za potrzebne.
Pierwsza wizyta trwała tylko moment, jednak ten moment dał mi siłę do dalszego życia.
Z Dziadkiem widywałam się bardzo często. Z czasem, jak się przystosowałam energetycznie, zabierał mnie do siebie.
Pierwszy raz znalazłam się na Jego terenie, kiedy to przygniotło mnie ogromnie trudne doświadczenie ... wyglądało jakbym była sama jedyna na tym świecie pełnym zła... wtedy zabrał mnie w podróż.
Znalazłam się na pięknej łące porastającej zbocze góry. Sam widok zapierał dech w piersiach i to czyste krystalicznie powietrze... i zapachy, aromaty nie znane na Ziemi.
U boku Dziadka pojawiła się niesamowita Smoczyca. W odróżnieniu do ciemnozielonego Dziadka, cała była biała, bardziej smukła i taka pełna miłości, spokoju... przytuliła mnie i powiedziała, że jest partnerką dziadka i bardzo chce bym poczuła ponownie radość (zgubiłam tą radość i myślałam, że na zawsze).
Oboje mnie objęli i poprowadzili w dół zbocza, skręciliśmy za skałą i moim oczom ukazał się rozkoszny widok... na łące baraszkowało bardzo dużo małych smoczątek, lekko popchnęli mnie w ich kierunku i powiedzieli, bym dobrze bawiła się z rodzeństwem.
Dorosłe smoki obserwowały całą zabawę i nie ingerowały. Jak sięgam pamięcią, na Ziemi nigdy nie bawiłam się tak radośnie i zapamiętale... jednak przyszedł czas powrotu.
Nie bardzo chciałam powracać, jednak Dziadek powiedział, że tak trzeba i jeszcze, że mam zadanie nie zakończone, jednak nie powiedział jakie to zadanie. Natomiast poprosił bym po powrocie przywoływała radość, przykładowo na spacerach.
Powiedział, że mam otwierać usta i wydawać dźwięk, aż rozpoznam w nim to doświadczenie, które właśnie opuszczałam.
Długo to trwało nim udało mi się poczuć ponownie to uczucie radości...
Innym razem Dziadek i Biała Smoczyca pokazali mi swoją jaskinię pełną wewnętrznego światła i przeogromnych kryształów w najróżniejszych kolorach. Często bywałam w tym domu moich przyjaciół. Jednak moja ostatnia wizyta wyciska nawet w tej chwili fontannę łez.
Mniej więcej sześć lat temu, w 2006 roku pojawił się Dziadek, był bardzo zamyślony i poprosił bym odwiedziła jego jaskinię. Na miejscu byliśmy prawie natychmiast. Długo mnie przytulał... nawet teraz gdy piszę te słowa wstrząsa mną płacz... wiedziałam, że coś wisi w powietrzu, jednak nie wiedziałam co, a Dziadek tym razem był bardzo milczący.
Po chwili poprosił bym zbliżyła się do kryształów. Przede mną ukazało się siedem kryształów wyrzeźbionych w niesamowicie piękne trony. poprosił bym siadała na tronie na jego znak i w kolejności jaką mi wskaże.
Pierwszy tron był z przezroczystego wyraźnie czerwonego, a jednak jasnego czerwonego kryształu.... siadłam... było to wygodne siedzisko i czułam się tak bezpiecznie. Po chwili Dziadek pokazał mi następny. tym razem koloru przezroczystej moreli tron... Kolejny miał kolor jak słońce... następny jak nieoszlifowany szafir... tak przesiadałam się jeszcze na niebieski... ciemno granatowy (indygo) i ostatni był tak eterycznie delikatny kolor... ni to biały, ni to jasno fiołkowy...
Gdy zeszłam z ostatniego tronu, Dziadek patrząc mi głęboko w oczy powiedział, że musi zniknąć na jakiś czas z mojego życia, bo ma bardzo pilne sprawy... nie mogę go na razie wzywać... on sam jak już będzie mógł przyjdzie do mnie...
Widząc moją rozpacz powiedział, że jestem teraz już przygotowana i mam robić to co jest właściwe... mam iść wśród ludzi i być im przyjacielem. Mam tulić płaczących, uśmiechać się do smutnych i robić to co moje serce powie.
Wiśta wio, łatwo powiedzieć... a ja bałam się ludzi tylko potrafiłam ten strach ukryć ... Dziadek jednak wiedział o tym i powiedział, że otrzymałam wszystko, co mi będzie potrzebne... jeśli uznam że potrzebuję więcej pomocy, mogę przyjść do tej jaskini sama i powtórzyć to doświadczenie...
Miałam jeszcze miliony pytań i chyba liczyłam, że tak zatrzymam Dziadka.... jednak On rozmył się przed mymi oczami.
Pozwólcie, że na tym skończę, bo fala wzruszeń mnie zalewa a chcę edytować ten tekst jak obiecałam jednak przeszkadza mi morze łez, więc wybaczcie... jak będę gotowa napiszę więcej.
Tak jak obiecałam, płaczących przytulam, smutnych obdarzam uśmiechem... łączę własną radość i miłość z Twoją...
W miłości do całego Istnienia. Hania
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze, że jesteś, kocham Cię
OdpowiedzUsuńTeż cię kocham Ewuniu <3
UsuńTak, Smoki to wspaniałe, łagodne i pełne mocy Istoty <3. Przebywanie w ich obecności to niesamowita przyjemność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę spotkania swego osobistego Smoka :D <3
Z tego, co mi tłumaczyli to młode Smoki potrzebują towarzystwa i to licznego. W miarę jak stają się starsze potrzeba towarzystwa zmniejsza się. Całkiem dorosłe Smoki żyją raczej samotnie i ze swej samotności wychodzą wypełniać swoje zadania... Ale to może dotyczy tylko tej mojej smoczej rodziny...
OdpowiedzUsuńByłoby miło, gdybyś pochwaliła się ukończonym obrazem, jestem pewna że już jest piękny szczególnie, że masz wyczucie kolorów.
Pozdrowienia i buziaki
Ha ha ha, ja odebrałam "pochwalę się" jako "podzielę się" i czuję, że ten odbiór jest prawidłowy :D
OdpowiedzUsuńCieszy mnie jak szybko powraca Twoja pamięć... mając mądrego, dorosłego Smoka możesz spokojnie dalej penetrować Twój "magazyn" podświadomej oraz komórkowej pamięci, wiedząc, że zawsze zostaniesz pokierowana... no może nie zawsze, może tylko do momentu dorosłości duszy.
Tak czy tak cieszę się Twoimi odkryciami, bo wiem jak wspaniale mieć TAKICH Przyjaciół.
Miliony buziaków i powodzenia w twórczości i życiu <3
Nie wytrzymam, bardzo chce dołożyć swoja cegiełkę do tej historii Smoczyco:D
OdpowiedzUsuńOtóż, potwierdzeń, ze należysz Haniu do smoczej rodziny miałam tak wiele, ze nie jestem w stanie tego zliczyć... wiem, jak często intensywnie pracowałyśmy (czyli ty ze mną) twoje oczy całkowicie się zmieniały ... często zresztą mówiłam to głośno ...na początku, zanim dowiedziałam się, ze należysz do rodziny smoczej nawet mnie przerażały. Były także wyznacznikiem tego, czy ukończyłyśmy dana prace bo, a raczej, ze ja przerobiłam to co miałam przerobić hehe Czasami, po 2 lub 3 dniach wyczekiwałam tego z utęsknieniem hehe
Moim przyjacielem jest mały ludzik w zielonym kubraczku, z brzuszkiem i ruda broda. Spotykamy się zawsze w lesie, na wielkim kamieniu, a wokoło nas jest pełno rożnych zwierząt. Przypuszczam wiec, ze nalezę do rodziny Leprechaunów, która jest w połowie Mędrcami, a w połowie Wcielonymi Elementalami.
Sa poważnymi nauczycielami jak i rozrabiakami-żartownisiami.
"Kiedy popatrzysz w oczy Leprechauna, w jednej chwili widzisz w nich głęboką powagę mądrego nauczyciela, a już w następnej napotkasz psotne spojrzenie siedmiolatka, który zaraz spłata figla." hehe (opis z książki Doreen Virtue "Krölestwa Ziemskich Aniołów")