piątek, 9 października 2015

Życie zjada życie

10.10.2015 r.


Od jakiegoś czasu wraca do mnie ten temat dzięki różnej maści ideologistom i fanatykom odżywiania się specyficznie.

Prawdą niepodważalną jest fakt umiejscowienia Ziemi w rzeczywistości materialnej zwanej matrix.

Cała wędrówka ewolucyjna na tej planecie polega na tym, że wychodząc z jednego matrixu ... przenosimy się do innego, kolejnego ... i to trwa w małych i wielkich cyklach.

To, czego mamy nauczyć się w tej wędrówce, to szacunek do siebie... do innych ... do życia.

Aby żyć musimy uzupełniać paliwo naszych biologicznych ciał ... nie ma znaczenia jakiego rodzaju paliwa używasz, jak nie zatankujesz to i nie będziesz żył.


Piszę o tym, bo to paliwo jest powodem używania ocen i wielu upadłych energii ... wielu wykazuje wyższość jednego paliwa nad inne. I tak ci co zrezygnowali z jedzenia mięsa czują się lepsi i upoważnienia do epatowania własnymi ideologiami. Twierdzą, że oni szanują życie bo jedzą tylko roślinki, którym nawet zapominają podziękować, że poświęciły się na ich paliwo ... czy to na pewno jest szacunek do życia gdy się ignoruje Istoty świata roślin, to już sami sobie odpowiedzcie.

Są też tacy, którzy odżywiają się jedynie światłem ... przyznaję, że w tej grupie jest najwięcej szacunku choć i oni zapominają, że Światło przyjmuje wszystkie formy w rzeczywistości materialnej. Tak więc ze światła są zarówno zwierzęta, rośliny, ludzie i ... dosłownie wszystko. Światłem nazywamy najczęściej to co starożytni rozumieli pod słowem DUCH.
Tak więc i ta grupa powinna być wdzięczna za swoje paliwo a zbyt często zapomina o tym.

Brak wdzięczności jest istotnym czynnikiem świadczącym o jakości człowieczeństwa danej jednostki ... przy czym nie chodzi tu o klepanie jakichś tekstów w formie modlitwy, tu chodzi o POSTAWĘ wdzięczności.

Świat ożywiony składa się z komórek ... cały i wszystkie obiekty biologiczne od bakterii po człowieka.

Zobaczmy hipokryzję człowieczą, gdy taki „obrońca życia” zachoruje. W obronie własnego przetrwania nie ma skrupułów by zwalczać komórki chorobowe, czyli mówiąc bez ogródek po prostu je mordować.
Jedni będą używać do tego naturalnych sposobów, inni sięgną do armat farmakologicznych .... w jednym i drugim przypadku chodzi o zabicie komórek chorobowych. Są nagminne przypadki kiedy to w lęku przed rakiem tłuką ludziska na oślep i zdrowe i chore komórki (tzw. Chemioterapia) ... bardzo często tracąc własne życie.



Dla mnie te wszystkie fanatyczne ideologie udowadniające czyja głupota wyżej pofrunie nie są warte funta kłaków.



Poddaję pod rozwagę inne traktowanie naszych doświadczeń życiowych.
Rozważmy szeroko i głęboko tytuł artykułu ... zrozummy że w wielkich i małych cyklach jedno życia pochłania inne życie ... dotyczy to dosłownie całego świata materii.

My aby żyć pochłaniamy Światło, powietrze, wodę oraz różne pierwiastki aż po skomplikowane potrawy ... a na końcu naszego doświadczania opuszczamy ciało i jest ono również konsumowane przez jakieś żywe organizmy... nie ma w tym ani dobra, ani zła. Za to nieustannie współpracujemy z siłą entropii i siłą kreacji i to jest podstawa tworzenia nowego życia.


Gdy już dotrze do naszego zmanipulowanego ego ten bardzo prosty fakt ... zacznijmy życie honorować radością i wdzięcznością zarówno przy rozkładzie jak i tworzeniu ... oba procesy są jednakowo cenne i bardzo ważne.

Moja rada jest taka, że warto przyjąć postawę wdzięczności i z radością oraz szacunkiem używać zarówno sił kreacji jak i entropii gdyż są to dwa filary na których opiera się cały świat materii.

I zaprzestańmy dyskusji ideologicznych na temat czyja głupota wyżej pofrunie ... kiedyś na końcu naszej ścieżki ewolucyjnej poznamy może świat niematerialny a może i nie... z tego co wiem ewolucja dotyczy świata materii aż do dziewiątej gęstości. To co dalej jest objęte zasłoną tajemnicy dla świata materii i nie ma co się wypowiadać na temat własnych wyobrażeń twierdząc, że to jedyna prawda. 


Nie doświadczałam jeszcze niematerialnych przestrzeni, więc na ten temat po postu milczę i proponuję to samo wielu ideologistom.



W szacunku de wszelkich okruchów życia

Wasza Sensei AHA NE

Hania, Wanda, Fateha,
Gerlanda, Anillach, Shee


środa, 8 lipca 2015

Widzenie

08.07.2015



W czwartek, podczas rozmowy klubowej rozgorzała dyskusja nad tym jak to jest z tym widzeniem subtelnym.

Cały kłopot polega na tym, że większość z nas polega jedynie na ugruntowanych w polu wzorców tego co nazywamy obiektami i zjawiskami.

Miałam nie lada kłopot z wytłumaczeniem, aż nagle pojawił się pomysł.

Porównałam dla przykładu ... Pole do ekranu telewizora czy laptopa.
Obraz na tym ekranie składa się z niewyobrażalnie ogromnej liczby pikseli i to, że akurat widzimy to czy tamto jest efektem swego rodzaju konfiguracji tych pikseli. 

Dodatkowo obrazy a więc i piksele rozwijają się fraktalnie ... no ogólnie ujmując 
nieco fizyki kwantowej, którą już wielu w grubszym zarysie rozumie.


Tak więc nasze osobiste pole jest też całe z informacji świetlnych, które to właśnie porównałam do pikseli.

Aby odczytać informacje z własnego pola trzeba wejść w stan rozluźnienia i odczuć własne pole ... tu już pojawia się pierwsza przeszkoda gdyż większość ma lęk prze odczuwaniem, szczególnie czegoś na początku nie zdefiniowanego.

Następny etap to zadanie pytania na temat tego co chcemy się dowiedzieć ... od precyzji pytania zależy czy odpowiedź uzyskamy łatwo czy też nieco okrężną drogą. To jest nieco podobne do wpisywania zapytania do wyszukiwarki internetowej.

No i na zadane pytanie przypływają odpowiednie „piksele” czyli zakodowane światłem informacje związane z interesującym nas tematem.

Pozostaje nam odczuć każdą informację i ewentualnie ją określić słownie by było nam łatwiej ją zrozumieć. Czasem trochę zajmuje czasu znalezienie odpowiednich słów i przykładów, jednak zawsze znajdujemy to na czym nam 

zależy.

Jednak by można było korzystać z tej naszej biblioteki należy ułożyć się z własnymi lękami, by nas nie blokowały, popracować z osobowością i właściwie ukierunkować upór.



Temat jest o tyle ciekawy, że dosłownie każda Istota i w każdym dowolnym momencie, ma dostęp poprzez własne pole do informacji z całości, którą często ludzie nazywają Kroniką Akaszy.

Zdumiewające jest to, że wielu woli posiłkować się jakimiś channelingami, wróżkami czy innymi jasno coś tam robiącymi ... a mają możliwość samemu dowiedzieć się wszystkiego co tylko im potrzebne.

Tak się składa, że ukończyłam wiele fakultetów Akadami Życia ... bardzo chętnie dzielę się tą wiedzą i pomagam dojść do samodzielności i ... takich, którzy są gotowi na samodzielność jest jeszcze niewielu.


Większość ludzi woli poszukiwać kogoś kto za nich coś zrobi. Owszem znajdują ... za duże pieniądze robią jakieś cud kursy, po których podobno bez pracy nad własną osobowością można uzyskać wspaniałe rezultaty i wyższą jakość życia. O tym, że jest to bzdura przekonują się po kilku dniach, już po zakończeniu kursów, i ... szukają następnych podobnych ... i tak w kółko aż skończy się kasa lub zdrowie. Szanuję i taki wybór.



Pojawiła się propozycja aby zrobić zajęcia, takie po trzy godziny dwa razy w miesiącu, przez dwa semestry. Wiedza zdobyta w ramach takiej Akademii Życia, doświadczona pod okiem prowadzącego przetwarza się w mądrość umożliwiającą samodzielne kształtowanie życia wyższej jakości życia.
Pomyślałam, że można takie zajęcia prowadzić na Skype, co na pewno bardzo ułatwi kontakt no i obniży koszty takiego studiowania.

Na razie jestem na etapie robienia konspektów by nie „zalać” wiedzą ... a przekazać w sposób strawny i spójny.
I jak zwykle okazało się że czwartkowe spotkania klubowe są bardzo owocne i obfitują pomysłami ... o ile tak wybierzemy.

A o Akademii Życia napiszę nieco obszerniej w innym artykule ... wszystko w swoim czasie.



Sensei o wielu imionach:




Hania, Wanda, Fateha,

Gerlanda, Anillach, Shee


























.

piątek, 19 czerwca 2015

Bajka o puszystym i puchatym

Dawno temu zachwyciłam się tą bajką i ... zapomniałam o niej. Dziś przeszuując swoje dokumenty wpadła mi w oczy i przypomniała, że należy dzielić się tym co puszyste i puchate a nie tym co kolczaste i zimne.


Bajka o puszystym i puchatym 

 19.06.2015


"Dawno, dawno temu było sobie pewne miasto, którego wszyscy mieszkańcy żyli ze sobą w pełnej zgodzie, byli zdrowi i szczęśliwi. Tkwił w tym pewien sekret. Otóż każdy z nowo narodzonych mieszkańców miasta dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się nawzajem Ciepłym i Puchatym wiedząc, że nigdy go nie zabraknie.

Matki dawały Ciepłe i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu. Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem.
Nauczyciele rozdawali w szkole, sąsiedzi na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu. Nawet groźny szef w pracy nierzadko sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym.

Nikt tam nie chorował i nie umierał, a szczęście i radość mieszkały we wszystkich domach.

Pewnego dnia do miasta sprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać.

Poszła do pewnej młodej kobiety i w największej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo w końcu jego zapas się wyczerpie, i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich.
Kobieta schowała swój woreczek głęboko na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci. Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Ciepłe i Puchate, gdzie tylko kto mógł.

Wkrótce w miasteczku zaczęły się szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi zaczęło umierać.
Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi jej domu na dalekim przedmieściu nie zamykały się. Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej.

Zaczęła więc sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomagało, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale zawsze jakiś towar. Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść.

I byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta nie znająca argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi potrzebami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów.

Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brać - bali się, że będą musieli oddawać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły się, powyciągały z różnych schowków swoje zapomniane woreczki i znów jak dawniej zaczęły rozdawać.

Jeszcze nie wiadomo, jak skończy się ta bajka. Co będzie dalej - zależy od Ciebie... "

Za Anną Dodziuk (Pokochać siebie i zacząć żyć inaczej. Prószynski i S-ka. Warszawa 1996)

Z całości ofiaryję tobie Ciepłe i Puchate, byś i ty doświadczył wspaniałego, zadowalającego życia.

Sensei o wielu imionach:

Hania, Wanda, Fateha,
Gerlanda, Anillach, Shee






niedziela, 14 czerwca 2015

Co nowego



14.06.2015


Zrozumienie tego co jest co bywa niezmiernie trudne i w takich sytuacjach przychodzi sen ... sen tłumaczący w obrazach.
Nie inaczej było ostatniej nocy ... obrazy i odczucia w ciele były tak intensywne, że większość nocy „przespałam” świadomie i na siedząco.

Jeden z pierwszych obrazów pokazywał jak człowiek dążący do Prawdy poznaje z najwyższej gęstości prawdy ... zaczyna wibrować z tą najwyższą dla nas wibracją kosmiczną i ... zanika w trzeciej gęstości, staje się tak przezroczysty jak powietrze, zachowując jednocześnie możliwość mentalnej komunikacji z resztą trzeciej gęstości.

Dowiedziałam się, że tych którzy dokonali tego przejścia nazywamy mistrzami bądź magami totalnymi, czasem bogami. Te Istoty są jedynie mądrzejsze od nas i nie chodzi tu o jakąś rytualną cześć, czy tworzenie religii ... tu chodzi o czerpanie i doświadczanie wiedzy jaką nam przekazują, w codzienności doświadczanie tych Prawd.
Mało tego, każdy kto podejmie tą ścieżkę będzie też jako oni, czyli dla trzeciej gęstości będzie już niewidzialny ... to mogę być nawet ja czy ty.

Drugi obraz pokazał jeszcze coś ... otóż chodzi tu o współpracę. Jak wiemy matrix jakiego doświadczaliśmy dobiega końca. W nim gra zwana życie toczyła się między „dwoma” graczami, którzy zawsze przegrywali a trzeci, organizator tej gry, zyskiwał wszystko.

Andre Anneberg
Ten matrix ulega przeobrażeniu.
Dotychczasowi „dwaj” gracze nadal grają grę zwaną życie ... jednak nie ma już tego, który spijał cały miód... ci gracze grają już na siatkach strukturalnych i w oparciu o siatki diamentowe kosmosu, zasilając całość istnienia i życia.

Kolejny obraz pokazywał jak Istota człowiek będzie w tym nowym układzie funkcjonować, korzystając z trzech ośrodków mózgowych ( brzuch, serce, głowa) oraz innych uziemiających i stanowiących jakby trasy komunikacji z Ziemią i Kosmosem.
Z tym obrazem miałam niezłą jazdę, bo w mojej biologii następowały zmiany połączeń ... a były tak intensywne, że aż mnie raz wyginało a raz prostowało.

Kolejny obraz jest trudny do opisania. Pokazane było w nim jak każda Istota będąc całkowicie suwerenną ma jednocześnie w oparciu o własną wolę podjąć współpracę .... i ta współpraca ma przebiegać przez wszystkie wymiary.
Od pojedynczego atomu, po cały wszechświat będzie to przejawiać się holograficznie i wzorzec będzie taki sam w skali mikro i makro, choć obrazy powstające będą różnorodne.
Tworzenie nadal będzie przebiegać przez połączenie dwóch elementów ... esencji męskiej i żeńskiej czyli tego co jest światłem i cieniem i jeszcze wielu innymi słowy nazywane.
Każda z tych dwóch składowych jest całkowicie suwerenna i niezależna a jednocześnie poprzez wolną wolę razem współpracują w określonym zakresie dla powstania jakiegoś dzieła i ... nadal w trzeciej gęstości mają doświadczać owoców tej twórczości.
Trzecia gęstość jest jakby możliwością modelowania i modyfikowania tego, co zostało energetycznie stworzone.
Tak więc cały wszechświat wciąż powstaje i się zmienia, zgodnie z nadanym mu wcześniej kierunkiem.
Nie wiem, czy wyraziłam ten obraz dość wyraźnie i strawnie, jednak do tego tematu jeszcze będę wracać i może uda mi się precyzyjnie przekazać jego treść.

W tych obrazach zostało wiele zakodowanej wiedzy, to co opisałam to tylko wstęp a reszta będzie odkodowywana stopniowo w miarę doświadczania.

Siedzę teraz o poranku i spisuję, by nie poplątać ... uśmiecham się, bo w ciele mam zakwasy jakbym całą noc ćwiczyła i jednocześnie czuję się zregenerowana, wypoczęta ... taki miły stan.

Z radosnym uśmiechem o poranku ... Sensei o wielu imionach:


Hania, Wanda, Fateha,


Gerlanda, Anillach, Shee.









poniedziałek, 18 maja 2015

Dworzec wszechświata


19.05.2015



Jestem w miejscu niepojętym ziemskim rozumem ... moje zmysły coś odbierają a określić tego nie potrafię ... polatuję to tu, to tam by zorientować się o co tu chodzi.
W końcu orientuję się, że jestem mikroskopowym pyłkiem, który oderwał się od jakiejś przeogromnej, mglistej i bezkształtnej postaci ... czuję się dziwacznie. To tak jakby cała świadomość wszechświata była skondensowana w tym pyłku.

Orientuję się, że te moje podskoki i podloty kręcą się wokół ogromnego obiektu ... raz widzę stopę wielkości całego kontynentu, turlam się by nie zostać zmiażdżona ... podskakuję i zaplątuję się we włosy tak ogromne jak przestrzeń ziemskiego nieba.
Wiem, że jest to żywa Istota a jednak całości dojrzeć nie jestem w stanie ...czuję się niepewnie, bo jakbym się nie starała, całości tej Istoty zobaczyć nie jestem w stanie.
W końcu nawiązuje się między mną... pyłkiem ... i tą Istotą porozumienie, bo trudno to nazwać rozmową.
Ta Istota znalazła się na dworcu, bo chce odjechać w inne miejsce wszechświata by dalej doświadczać tego do czego jest przyzwyczajona ... nie godzi się na nowe warunki jakie w tym obszarze narzuciły jeszcze inne potężne istoty.

Rozumiem ją bo i sama jestem w podobnym położeniu, też szukam tego od czego się oderwałam i zgubiłam drogę powrotną, a to czego obecnie doświadczam daleko przekracza moje poczucie bezpieczeństwa.


Zdumiewa mnie, że jako pyłek rozumiem tak przeogromną Istotę ... okazuje się, że we mnie jako pyłku jest skondensowana świadomość taka jak u tej Istoty ... nie jestem w stanie tego pojąć.
Postanawiamy spisać coś na wzór porozumienia ... pojawia się biała karta ze znakami ... ja jako pyłek i ta nieokreślona Istota 'mówimy” TAK ...w ten sposób powstał pierwszy pakt czy też porozumienie.

Na dworcu zaczęły pojawiać się inne obiekt, Istoty.
Jedna z nich przypominała wielką górę w kształcie bardzo kanciastego człowieka ... dość nieokrzesanego i raczej gwałtownego. Druga Istota była bardzo rozlana ... tak jakby opary mgieł zebrały się w ogromny kłąb ... też nie miała wyrazu i wskazywała na gwałtowność.

Nie czułam się przy nich bezpiecznie jako pyłek i chroniłam się za wcześniej poznaną Istotą, która postanowiła mi pomóc.

Pomyślałam, że warto by było jakoś zorganizować na tym dworcu ruch tak, by te wielkie Istoty nie unicestwiały tych maleńkich, tym bardziej że te dwie nowe postacie nie wykazywały zbyt wielkiej świadomości.

Tylko pomyślałam a zaczęło się organizować coś na wzór porządku. Na tym dworcu pojawiało się co raz więcej Istot różnych, w większości ogromnych rozmiarów Istot. Poruszały się tak by jedne drugich już nie taranowały rozbijając się nawzajem na drobniejsze części.

Dynamika obrazu była bardzo ciekawa ... miałam wrażenie, że jako pyłek podrosłam, nadal nie ogarniałam całości tej pierwszej istoty, jednak wszystkie następne pomimo ich ogromnych rozmiarów już widziałam w całości.
Nawiązałam z nimi też łączność i dowiedziałam się, że powstały w wyniku rozbicia ogromnych rozmiarów obiektu na mniejsze cząstki i teraz są zdezorientowane i gotowe walczyć z siłami, które je rozbiły by uniknąć całkowitego skruszenia.

Postanowiliśmy wspólnie, że oddalimy się na tyle daleko by uniknąć niszczących te Istoty procesów ... ta największa Istota jakby przygarnęła nas wszystkich i tak powstało coś co na Ziemi nazywamy drogą mleczną wraz z wszystkimi konstelacjami i planetami ... a z tego pyłku wyłoniły się postacie zwane człowiek.

Wszystko istniało w harmonii i już nie było kolizji ... aż pojawił się ponownie ruch i kolejne obrosłe już Istoty ponownie zaczęły się ścierać i... ponownie trzeba było ustalać nową harmonię.

Gdy materia zaczęła się zagęszczać, to proces ten był tak intensywny, że mnie jako pyłek świadomości to wprawiło w ogromną dezorientację tak, że ... obudziłam się z tego magicznego snu.


Mam takie wrażenie, że całość snu coś mi podpowiadała ... możliwe, że coś bardzo ważnego. Jednak moja wiedza z zakresu astrofizyki jest tak znikoma, że nie bardzo jeszcze rozumiem przekazaną mi wiedzę. 
Dla tego postanowiłam spisać jak potrafię całość zapamiętaną ze snu ... może ktoś, kiedyś ... może to zrozumie i przełoży na użyteczną dla nas, ziemian, wiedzę.









Sensai o wielu imionach:



Hania, Wanda, Fateha,

Gerlanda, Anillach, Shee.







piątek, 10 kwietnia 2015

Narzekanie – zabawa masowa

10.04.2015




Chcę kochani porozmawiać dziś o tej niestosownej a publicznej zabawie.

Narzekamy ... właściwie to można powiedzieć, że wszyscy ... no i na wszystko. Nie ma jednej rzeczy czy sprawy by nie padły na nią zarzuty.

Wczoraj, na wirtualnym spotkaniu klubowym poruszyłam niewdzięczny temat i ... w inny sposób przedstawiłam tak powszechne narzekanie na obecną młodzież.

Właściwe jest zastanowienie jakie to pokolenia dziadków i rodziców wychowało aż tak „złą” młodzież. Od wielu lat w ten sposób patrzę na wychowanie. Miałam wtedy spotkanie, na którym przeważali młodzi ludzie... oczywiście narzekający na rodziców, szkołę, państwo i co tylko komu przyszło do głowy.



Przyszło do mnie, że powinnam opowiedzieć w jakich warunkach i okolicznościach przebiegała moja młodość.

Zaczęłam od dzieciństwa, kiedy to luksusem było posiadanie własnych butów... roweru ... czy skrzynki zwanej radiem. Wtedy nie zwracaliśmy na to uwagi bo byliśmy bardzo zajęci rozwijaniem naszych zmysłów, włącznie z wyobraźnią.

Z upływem lat następował postęp techniczny, który miał ułatwić życie codzienne i teoretycznie zwolnić nieco czasu dla siebie ... jednak stało się inaczej.
Wprawdzie pojawiły się takie udogodnienia jak: lodówka, pralka, centralne ogrzewanie, samochody, telefony stacjonarne i komórkowe, wreszcie komputery i internet ...
Teoretycznie zwolniło się dużo czasu, który możemy przeznaczyć dla siebie, na własny rozwój ... jednak tylko teoretycznie.

Współczesne dzieci dużo częściej słyszą od rodziców „nie mam czasu”... dzieci co raz mniej proszą o ten czas gdyż mają internet i tam przeżywają własne życie. Doszło do tego, że życie kształtują media, a te chętnie programują całe pokolenia mugoli.

Gdy tak mówiłam pewna młoda dama nie wytrzymała i powiedziała mi, że byłam chowana w patologicznej rodzinie ... zapytałam skąd takie stwierdzenie i .. dowiedziałam się, że jej rodzice by nie dopuścili do takiego stanu bo oni, ci rodzice są nowocześni i wiedzą, że dziecku nie można niczego zabraniać.

Przyznaję, że mnie zamurowało na moment .... zapytałam więc czy ukończyła jakąkolwiek szkołę. Powiedziała z wyższością, że jest na trzecim czy czwartym roku studiów. Po prostu zgroza ... zero wiedzy o rozwoju postępu technicznego, ewoluowaniu świadomości ... wszyscy przed nią to patologia... z taką wiedzą młoda kobiet idzie w świat ...

Zobaczyłam jak ludzie sporo od niej starsi bezradnie biją się w piersi, że pochodzą z „patologicznych” rodzin według żenującej postawy tej pannicy i... jak jej rówieśnicy z uśmiechem satysfakcji patrzą na wyższość własnej „wysoko” wykształconej pozycji.

Nie powiem, że było przyjemnie jednak zadałam pytanie do „młodych i gniewnych” : co by zrobili, gdyby zabrakło elektryczności przez powiedzmy krótki czas tygodnia.
Wymyślali różne scenariusze ... nawet nie zdawali sobie sprawy, że cała ta ich technologia przestałaby funkcjonować, że w blokach w których mieszkają nie mieliby nawet wody ... to ich zszokowało.


Wtedy poprosiłam ludzi w wieku podobnym do mojego o to samo ... widziałam jak ci młodzi ludzie ze zdumieniem patrzą jak sobie radziliśmy w takich sytuacjach.

Nie wiem czy douczyli się i pojęli różnice pokoleń ... mam nadzieję, że przynajmniej uczestnicy tego spotkania nie będą mego pokolenia nazywać „patologią”.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że to właśnie dziadkowie i rodzice kierowani ślepą miłością i tak zwanym dobrem są odpowiedzialni za tą sytuację. To właśnie my ukształtowaliśmy tak młode pokolenia i oddaliśmy w ręce pokrętnych mediów kształtowanie charakterów i wiedzy własnych dzieci ... to właśnie my, powodowani różnymi przekonaniami, dopuściliśmy do tego by obecny, modny system konsumpcyjny triumfował i skutecznie niszczył człowieczeństwo w człowieku.

Wiem, że są to mocne słowa. Jednak apeluję do pokolenia dziadków i rodziców o opamiętanie i przekazanie własnej historii dzieciom, by wiedziały ... by nauczyły się szanować i te minione pokolenia.
Inaczej pozbawimy te nasze ukochane dzieci szansy na dojście do własnego człowieczeństwa ... a od tego tylko krok do upadku całej cywilizacja co pokazały starożytne kultury.

Jeśli macie własne spojrzenie na to zagadnienie, to bardzo proszę podzielcie się nim w komentarzach dla dobra przyszłych pokoleń.



Sensei o wielu imionach:


Hania, Wanda, Fateha,


Gerlanda, Anillach, Shee 









czwartek, 2 kwietnia 2015

Medytacja

Biblioteka

02.04.2015




Wczoraj w medytacji zdecydowałam się ponowić próbę spotkania mojej rodziny gwiezdnej. 
Wcześniej gdy chciałam się spotkać z rodziną to tylko wielki blask... świetlistość się pojawiała i nie bardzo mi wychodziło odkodowanie informacji jakie mi przekazywali, więc i tym razem nie liczyłam na więcej. Co by nie mówić nasz biologiczny aparat jest mocno zaśmiecony i nie jest łatwo go nastroić na odbiór tych informacji.

Tak więc udałam się do wielowymiarowej biblioteki. Powiedziałam Strażnikom jaki mam cel, a oni wpuścili mnie do środka. Pod moimi stopami rozwijała się złocista ścieżka wskazująca miejsce do którego mam się udać.

Mijałam różnej wielkości i kolorów kryształy ...byłam prawie pewna, że zatrzymam się przy pięknym szmaragdowym krysztale, przy którym wielokrotnie pełniłam służbę i... ze zdziwieniem stwierdziłam, że ścieżka lekko się podniosła i prowadziła mnie dalej.


Wszystko nabrało większej subtelności i kolory już nie przypominały tych ziemskich... na wprost mnie pojawiła się zachwycająca struktura wypełniona zarysami kształtów przestrzennych figur geometrycznych, które zauważyłam dopiero po chwili wpatrywania się ... na pierwszy rzut oka to było ŚWIATŁO... nie do opisania, nawet brylantowe światło przy tym wydawało się zanieczyszczone... wielki blask i dopiero po chwili wyłoniły się kontury.
Ścieżka się zakończyła wskazując mi, że w tym miejscu jest moja rodzina z gwiazd.

Poczułam jak przez moje ciało płynął informacje ... mocne i przyjemne uczucie. W pewnej chwili poczułam jak zaczynam się rozpływać, więc poprosiłam by dotarło do mnie tylko tyle informacji, na ile jestem gotowa teraz. Przepływ natychmiast się zakończy i myślałam, że to koniec wizyty ... gdy nieoczekiwanie z tego Światła wyłoniły się kontury dwóch postaci.
Tak jakby czyste substancje żeńskie i męskie. Usłyszałam, że są to moi rodzice. 


Wsłuchałam się w to co mi przekazywali.
Przypomnieli mi, że Oni obdarowują mnie ideami, wartościami subtelnymi, które zgodziłam się przenieść na Ziemię i tu je zaszczepić. By wypełnić to zadanie został wybrany mój ziemski ród krwi, otrzymałam ziemskich rodziców, którzy mieli właściwe do wypełnienia tego zadania energie.

Cały kłopot polegał na tym, że trzeba było sobie przypomnieć jak ponownie połączyć się z rodziną z gwiazd ... przyznaję, że mnie to zajęło wiele dekad życia ziemskiego.
A jednak udało się ... okazuje się, że system nie jest skomplikowany wystarczy tylko otworzyć się na pamięć zamkniętą w komórkach.

Tak więc niezbędnym jest zaakceptowanie na głębokim wewnętrznym poziomie (nazywamy go poziom duszy) całego rodu krwi, tej ziemskiej rodziny. Gdy tego dokonamy energie naszych przodków z wielu pokoleń, minimum siedmiu, przepływają bezpośrednio do Istoty. Inaczej mówiąc Istota ponownie zbiera w całość wcześniej rozdzieloną MOC na doświadczenia ziemskie. Jest to niezbędne by połączyć się z rodziną z gwiazd i nie tylko.

Następuje bowiem po tym kontakcie właściwe zadanie ... świat idei spływa do Istoty a ta mając pozbieraną własną moc zaczyna poprzez instrument biologiczny zakotwiczać te idee na Ziemi. Wcześniej tego zrobić się po prostu nie da.


Teraz wydaje mi się to proste ... a jednak jeszcze pamiętam jak latami zmagałam się z zaakceptowaniem mego rodu krwi i tego jak oni doświadczali życia ziemskiego.

Od dłuższego czasu namawiam wszystkich do wejścia na drogę pojednania z całym ziemskim rodem i ... nadal twierdzę, że jest to pierwszy i niezbędny krok do uzyskania połączenia z własnym źródłem świata idei czyli gwiezdną rodziną. Dopiero wtedy mamy dostęp do naszych zadań i czerpiemy garściami radość i fascynację życiem takim jakie jest.... wcześniej, przed spotkaniem rodziców gwiezdnych możemy jedynie coś przeczuwać, spekulować, wręcz bajdurzyć o rzekomej wiedzy a i tak będzie to ILUZJĄ.

Może tylko jeszcze dodam, że słowa jakich używam do opisania tego zdarzenia są jedynie symbolami gdyż mogą jedynie przybliżyć zrozumienie tego czego doświadczyłam ... opisy z konieczności są zamknięte słowami a całość doświadczenia to jest jeszcze więcej. W tym spotkaniu każde słowo jest jakby kropką otwierającą kolejny świat więc proszę o zrozumienie, że tak ułomnie opisuję.
Robię to jednak po to by zachęcić do takiego spotkania .... a wtedy sami zrozumiecie, że nie da się go precyzyjnie przełożyć na słowa jakimi operujemy na Ziemi.






Sensei o wielu imionach:



Hania, Wanda, Fateha,




Gerlanda, Anillach, See







czwartek, 19 marca 2015

Dziesięć dni

Dziesięć dni ... z życia Lakei

19.03.2015

Ten artykuł jest autorstwa wspaniałej, młodej kobiety ... Lakea. Opisała swoją historię i pozwoliła umieścić na moim blogu, co niniejszym czynię.
Życzę miłej lektury o tej fascynującej przygodzie.
Hania.

Praca ze standardem jednej zdrowej komórki wbrew pozorom potrafi zaskoczyć rezultatami. Czasem ciężko przewidzieć, dokąd nas to zaprowadzi i nawet to, co z pozoru nie wydaje się być dobrym wyjściem, jest dokładnie tym, czego potrzebujemy.

Podczas pierwszej medytacji były tylko promienie światła, rozsyłające kody zdrowia. Podczas kolejnych pojawiały się różne wspomnienia oraz obserwujące mnie istoty. Pewnego dnia stanęło przede mną trzech wysokich mężczyzn o pomarańczowej skórze. Przedstawili się, jako moja rodzina, na co ja stwierdziłam, że ich nie znam ani nie pamiętam. Byli bardzo zaskoczeni. Popatrzyli po sobie i odeszli, a ja zajęłam się innymi sprawami, które akurat wymagały mojej uwagi.

Minął jeden dzień, a w kolejnej medytacji wokół mnie zaczęły pojawiać się kolorowe pierścienie. Wznosiły się ku górze, tworząc obraz koncentrycznych kół. Obserwowałam je, ale w tamtym momencie, nawet moje poprzednie doświadczenia nie wskazywały na to, z czym mam do czynienia, chociaż korzystałam z podobnych wynalazków już wcześniej.
Podobały mi się. Chętnie do nich wracałam, ale istniało ryzyko, że łączenie rozprowadzania kodów zdrowia z innymi doświadczeniami może doprowadzić do skrzywienia moich energii. Jakkolwiek nie pojawił się problem z utrzymaniem świadomości przy obu pracach, co sprawiało mi ogromną radość, naprawa późniejszych uszkodzeń mogłaby zająć sporo czasu (jeśli w ogóle byłaby jeszcze możliwa). Postanowiłam więc zająć się tylko komórką i nie wracać podczas tej medytacji do kół.

Oczywiście było mało prawdopodobne, że w obliczu takiej ciekawości i fascynacji tymi kołami, porzucę jednoczesną pracę nad dwoma tematami. Nie udało mi się to już przy kolejnym podejściu. Ten silny pociąg płynął z Istoty, więc nie było możliwe, żeby go tak po prostu zatrzymać lub skierować w inną stronę. Dałam się więc złapać na schemat myślowy o niebezpieczeństwie i mój ziemski umysł starał się podejmować interwencję za każdym razem, kiedy podchodziłam do tej medytacji.

Następnym razem, podczas rozprowadzania kodów zdrowia, spojrzałam na koła, które otaczając mnie pięły się gdzieś daleko, tworząc tunel. Kiedy zrozumiałam już, z czym mam do czynienia, dostrzegłam jego drugi koniec. Był daleko. Można powiedzieć, że stał się moim okiem na inny świat (tu określenie „rzucić okiem” zyskuje nowy wymiar). Widziałam skrawek nieba o mlecznoniebieskim kolorze i jasną gwiazdę. Ten widok wycisnął ze mnie kilka łez i w swej prostocie zachwycił pięknem. Jednocześnie poczułam, że schodzi do mnie energia. Przepływała przez moje ciało i uchodziła rękoma. Nie potrafiłam w tamtym momencie powiedzieć, jaki będzie efekt takiego działania. Mimo tego, przepuściłam przez siebie cały ładunek, nie odczuwając żadnego dyskomfortu.

Kiedy przepływ ustał, postanowiłam się dowiedzieć, jaką gwiazdę widzę na drugim końcu tunelu (ludzki umysł bez ustanku hasał, wskazując na potencjalne niebezpieczeństwo). Zadałam pytanie, a odpowiedź przyszła bardzo szybko. Zapisałam numer. Skojarzyło mi się z teleskopem Keplera, więc zaczęłam szukać w tym obszarze i… znalazłam. Kepler-157, to układ słoneczny oddalony od naszego Słońca o jakieś 2,421 lat świetlnych. Dodałam lokalizację do programu astronomicznego i zrobiłam zdjęcie mapy nieba.

Jeśli ktoś jeszcze nie wie, jak to jest „śmierdzieć strachem”, to mogę powiedzieć, że mało przyjemnie. Był nieodłącznym towarzyszem każdej medytacji i czasem ciężko było z nim wytrzymać. Jego wszechobecność rekompensowało mi tylko to, że mogłam wybrać, czy chcę z niego skorzystać, czy nie. Dzięki temu nie narastał, bo nie był zasilany moją uwagą. Kiedy więc sytuacja trochę się unormowała, rozpoczęłam porządki w schematach myślowych, aby dać ciału większy komfort pracy.

W kolejnej medytacji ponownie przepuściłam przez siebie energie, które zeszły do mnie tunelem. Poprosiłam Opiekunów o weryfikację i dostałam potwierdzenie, że wszystko jest w porządku. Uczucie podczas przepływu przypominało bulgotanie gotującej się wody. W całym ciele panował ruch, energie mieszały się i łączyły, tworząc nową jakość, a wszystko to bez bólu.

Tam, gdzie wzrok dosięga

W końcu postanowiłam przejść na drugą stronę tunelu. Wspomnienie nauczyło mnie, że nie jest to ani trudne ani straszne. Już po chwili więc zjawiłam się pod mlecznoniebieskim niebem z widokiem na gwiazdę. Stałam na plaży o ciemnobrązowym piasku, a pobliski las miał kolor ciemnej zieleni, graniczącej z niebieskim. Na horyzoncie wschodziło właśnie słońce.

Na moment pojawiła się przede mną wysoka postać o dużych, zielonych oczach. Uśmiechała się, ale zaraz zniknęła, a z gęstego lasu zaczęły dobiegać głosy ludzkie. Nagle z krzaków wybiegło kilku, jak sądziłam, mężczyzn i zatrzymując się przede mną zaczęli zapraszać, abym z nimi poszła. Pomyślałam, że nie są zbyt wysocy, ponieważ sięgali mi zaledwie do ramienia, ale okazało się, że były to dzieci.

Poszłam z nimi, aby dotrzeć do miejsca, gdzie znajdowało się bardzo wiele osób. Wszyscy byli pomarańczowi i siedzieli w kręgach, otaczając biały płomień, przypominający kształtem ziemskie ognisko. Dosiadłam się do jednego z kół, a wtedy po przeciwnej stronie ktoś wstał i zaczął śpiewać. Z jego ust wychodziły całe szeregi geometrycznych figur, które unosiły się nad ogniem. Zaraz wszyscy wokoło dołączyli do niego i w powietrzu aż zaroiło się od przeróżnych kształtów. Śpiewałam razem z nimi, kiwając się na lewo i prawo.

Wkrótce figury utworzyły rodzaj kopuły o białym kolorze, która otoczyła wszystkich tam siedzących. To bardzo piękne, a jednocześnie smutne. Piękne, bo w ten sposób społeczność się wspiera i wzmacnia. Smutne, kiedy przez pryzmat ich radości i wzajemnego szacunku, jaki dla siebie mają, spojrzy się na Ziemię.

Kiedy skończyli śpiewać, siedzieli jeszcze przez chwilę, a ja miałam okazję porozmawiać z kilkoma osobami. Powiedzieli, że kolor ich skóry jest efektem barwnika, który wytwarza organizm, celem ochrony przed promieniowaniem słonecznym.
Ubrania produkują z roślin. Fakturą przypominają ziemski len, tylko są bardziej miękkie i mają różne barwy. Nie są zapinane na suwaki czy guziki, ponieważ włókna w naturalny sposób łączą się, dlatego można powiedzieć, że np. koszulę otwiera się i zamyka.

Wkrótce zaczęli rozchodzić się do domów. Znajdowały się one między drzewami. Wszystkie miały ten sam, biały kolor, ale po wejściu mieszkańców do środka, zmieniały go na inną barwę. Niektóre stały się fioletowe, inne niebieskie lub pomarańczowe. Każdy z nich miał za to identyczny kształt – duży walec ze stożkiem na szczycie (bez okien).

Ostatnim, co zobaczyłam przed powrotem, był wschód białego słońca.

Lakea