niedziela, 23 czerwca 2013

A cha stało się


Czyli właśnie rozpoczęliśmy tworzyć nowe

Wiele się działo i to wszystko przepływało jakoś falowo, więc opiszę po kolei przebieg ostatnich kilku dni.
Już w piątek, gdy spływała na nas siła ducha, miałam informację że mam  jechać do kamiennych kręgów w Grzybnicy. Jednak czekałam na wizytę mojej przyjaciółki i byłam zajęta zwykłą logistyką... w sobotę z wielką radością uściskałyśmy się i … zaczęła się nasza wspólna przygoda.
Zaraz rozpoczęło się intensywne działanie, przerywane jedynie na krótki sen i posiłki... tego jeszcze nie przechodziłyśmy wspólnie i obie byłyśmy zadziwione obrotem zdarzeń.

Każda nawet z pozoru niewinna rozmowa kończyła się potężnym aktem oczyszczania... to akurat nas nie dziwiło, jednak tempo … o to już było niezwykłe.

Pod koniec drugiego dnia zaczęłyśmy kojarzyć fakty... obie mamy jechać do kamiennych kręgów, choć nie bardzo wiedziałyśmy o co chodzi.
Dwa kolejne dni przebiegały w bardzo intensywnym oczyszczaniu, tak że nawet noc poprzedzająca wyjazd była dla mnie nie przespana... a kiedy spytałam Hanutkę rano o czym ze mną rozmawiała, to okazało się że ona spała i nic nie pamięta...
Środa rano, siła uzdrawiania tego dnia mocna, mamy taki wewnętrzny przymus by jechać jak najszybciej.
Nawet nie jadłyśmy śniadania, tylko spakowany prowiant zabrałyśmy z sobą i w drogę....
Przed samochodem był wyczuwalny słup energii, która jakby nas prowadziła... w takiej atmosferze głośno wyśpiewywałyśmy alikwoty i mantry....
Gdy zbliżałyśmy się już do celu, poczułam, że mnie nie ma w ciele.. samo ciało prowadziło samochód... to było bardzo dziwne... skręcamy już na drogę leśną .. a tu taki widok:
po lewej stronie drogi leżą pościnane pnie ogromnych drzew, stoi traktor włączony a za kierownicą w pozycji półleżącej śpi młody człowiek. Zaiste widok dziwny...
Dojeżdżamy do kręgów, wysiadam z samochodu i ogarnia mnie zdumienie... jest cicho, wszystko poza ptakami śpi.... nie ma ruchu jakiejkolwiek energii...

Hanutka przygotowuje nam jedzenie, raptem pojawia się ptaszyna i nas ochrzania, mamy kończyć i wejść w kręgi... tłumaczę, że jesteśmy głodne i zaraz kończymy... ptaszyna podlatuje bliżej i jeszcze bardziej nas ponagla.


Zdejmujemy buty i pędzę do kręgu książęcego... jestem w środku... martwa cisza... czuję ogromną wyrwę po północno zachodniej stronie.
Dziwnie się czuję... jestem zdezorientowana, bo kilka lat temu wyglądało to zupełnie inaczej....nie wiem co mam robić... Zdezorientowana patrzę jak Hanutka wchodzi w krąg i wywala na mnie zdziwione oczy... Mówię jej o swoich odczuciach, a ona ze zrozumieniem włącza się do pracy... wcześniej nie odwiedzała tego miejsca, więc i nie bardzo rozumiała moją dezorientację.
Poszłyśmy w totalny spontan... każda robiła swoje nie oglądając się na drugą.
W niewytłumaczalny sposób, w jednej chwili powstały dwa słupy z mojej energii, tak że wyrwa została uzupełniona.
Podeszłam do kamienia centralnego... ja go nazywam Kniaziem... kładę na nim ręce i czuję, że nie ma już kontaktu z centrum Ziemi. Idąc za potrzebą serca, obejmuję kamień … i nic... kanał za mały (?)... wołam Hanutkę i to samo robimy we dwie... energia rusza bardzo ospale... Czuję się nieco wyczerpana, jednak idziemy do kręgu kapłańskiego.
Staję w środku i … jest też wyrwa... głośno mówię o tej wyrwie i nie bardzo czuję się na siłach ją załatać i nagle słyszę jak Hanutka ogłasza,  że tym razem ona zostawia swoją energię... uff jaka ulga.
Siadam więc w wewnętrznym kręgu przed czterema kamieniami obrazującymi radę Starszych Kapłanów... śpiewam alikwoty i czuję, że brak  jest harmonii, jeden kamień jest jakby w opozycji...w tym samym czasie przychodzi pomoc, to spływa Daźbóg... uspokojona wychodzę z kręgów i spokojnie czekam na ławeczce na przyjaciółkę.
Obie jesteśmy zmachane... pijemy łyk kawy... patrzę na krąg książęcy i czuję jak moja energia tam przepływa... ciało słabnie i ze zdziwieniem nie wiem co robić...


W końcu idziemy do kręgu uzdrawiaczy... po cichu myślę, że może otrzymam tam pomoc...
Wchodzimy do kręgu, kładę się z nadzieją na trawę i... czuję ukucia, wiele ukuć, no dosłownie jak na łożu fakira. Mówię o tym Hanutce i widzę jak ta pląsa między kamieniami cała w uśmiechach... jednocześnie słyszę, że to jej dom... ja tu jestem tylko gościem i najlepiej jak wyjdę na wał.





 Chcę wstać a nie jest to proste, bo umęczenie wgniata mnie w ziemię...marudząc ostatecznie się przeniosłam na wał... prze moimi oczyma jest kamień z wyraźnie wyrytą twarzą... oczy uśmiechnięte i toczy ze mną rozmowę, śmieje się z mego umęczenia.



Okazuje się, że w tym kręgu wszystkie kamienie są ustawione jakby plecami do centrum... wewnątrz płynie harmonijna energia, tylko zerwane jest połączenie z pozostałymi kręgami... o tym mówi mi Hanutka i coś tam czyni... na koniec stwierdza, że wszystko gotowe i wracamy na naszą ławeczkę.





Opowiadam, że jeszcze są inne kręgi między innymi kobiet, jednak nie mam siły tam iść i nie czuję bym musiała. Dodaję, ze przecież jeszcze muszę się zregenerować, bo będę prowadzić auto a jest to szmat drogi.
Z tej rady na inną ja zostaję i dogorywam na ławeczce a Hanutka gnana wewnętrzną potrzebą idzie do tych kręgów... czas płynie, pojawili się państwo opiekujący się parkingiem... zapadam w drzemkę i budzę się... wciąż ogromnie wyczerpana...w końcu po godzinie wraca Hanuta, kupuje jeszcze jakąś broszurę i rozmawiając o wrażeniach pakujemy się w drogę powrotną.






Obserwuję swoją nie najlepszą kondycję i wciąż wyciekająca energię... szukam rozwiązania jak się pozbierać i wejść w rolę kierowcy.... nagle zauważam jakiś błysk... rośnie w silny blask i taka przeźroczystą kopułą przykrywa krąg książęcy. Gdy kopuła sięgnęła ziemi, pojawia się Białobóg i z uśmiechem mówi, że nasza praca w tym miejscu jest ukończona.


Właśnie zastanawiałam się co my tu właściwie robimy i … dowiedziałam się... aby energia mogła płynąć potrzebne jest żywe medium i właśnie do tego byłyśmy potrzebne.
To pakowanie przebiega dość markotnie, bo i Hanuta pełna wrażeń opowiada o swoim spotkaniu z dwiema kobietami : jedna starsza przekazuje, a druga młoda przyjmuje wiedzę... z przekonaniem twierdzi, że jest to krąg kobiet z czym i ja się zgadzam. Jednak wiem, że „obowiązująca” wiedza twierdzi, że to miejsce stworzyli Goci.
W powietrzu unosi się ponaglenie... jedźcie już... więc żegnamy kręgi i ruszamy w drogę powrotną.
Jedziemy przez las a ja mam dziwne uczucie... jakby energia była przyklejona do moich pleców... okazuje się ze Hanuta czuje podobnie. Mijamy las, traktorzysta z traktorem zniknął... wyjeżdżamy na trasę... a ja wciąż czuję energię....To wyglądało tak, jakbyśmy rozciągały te pasma energii przez teren, który przemierzałyśmy.

Jestem mocno skupiona na kierownicy i niepewnie się czuję w swoim ciele, więc w samochodzie jest cicho. I nagle słyszę jak Hanuta oburza się na kłamliwe informacje... z nudów zaczęła czytać kupioną broszurkę i rozminięcie się z prawdą w tej lekturze jest powodem jej oburzenia... i to jakiego … nawet na mnie nakrzyczała ha ha ha.
Proponuję jej odłożenie tej „lektury”... przecież to Słowianie byli założycielami i stąd pomoc naszych przodków, właśnie Słowian a nie Gotów.... nie spotkałam tam Gotów... i mnie to wystarczy.
Tą dziwną dyskusję przerywa jeszcze dziwniejsze zdarzenie... samochód niby jedzie a się nie porusza... sprawdzam na liczniku jest 80 km/ha... nie jest to kosmiczna prędkość ale samochód powinien jechać a on jakoś tak dziwnie... jakby na uwięzi... a mnie zaczynają naprężać się plecy...jesteśmy dopiero w połowie drogi i gorąc niemożliwy. Zaczynamy głośno wyśpiewywać alikwoty... po chwili samochód dalej jedzie... jeżdżę ponad trzydzieści lat a z takim doświadczaniem jeszcze się nie spotkałam.
Samochód jedzie, naprężenie z pleców zniknęło i energia rozciąga się dość podobnie do rozwijanej z kłębka nici.
Jesteśmy na miejscu.. wysiadam z samochodu.. nogi się uginają a ręce ledwo odklejam od kierownicy... i rośnie we mnie jakaś dziwna emocja.
 Pokonując z trudem powietrze wchodzimy do mieszkania.

Jestem tak zmęczona, że padam na łoże i melduję o przestawieniu pór dnia... najwyżej w nocy będziemy jeść, pić kawę i gadać....

Sen nie trwał nawet długo... zregenerował nieco nadwątlone siły fizyczne... a energetycznie nadał kiepsko.
Wygodnie usadowione rozważamy dzisiejsze doświadczenie i... olśnienie... myślałyśmy, że trzeba aktywować nową energię, bo stara wygasła... a tu informacja: nie było aktywacji energii....  kolejne zdziwienie... spokojnie pozwalamy płynąć informacjom.
Okazuje się, że energie kręgów pozostaną wygaszone, to co trzeba było zrobić,,, to pozwolić, pomóc, … przenieść wiedzę z kręgów do sieci a w tym miejscu krzyżują się pasma złote i platynowe.... do tego potrzebne były osoby żyjące przez które to wszystko miało się zadziać... Wiedza ta raz wpuszczona w sieć jest teraz dostępna w każdym punkcie Ziemi dla każdego, kto tak wybierze.
Jak zakończy się transfer wiedzy, to nasze energie pozostawione w kręgach do nas powrócą... a przodkowie odejdą na emeryturę przez wir, portal jaki został utworzony w kręgu uzdrowicieli.
Miejsce naszych przodków zajmują ci spośród nas, którzy tak wybiorą... będziemy tworzyć Złotą Epokę na bazie prastarej i niezmiennej wiedzy czerpanej sukcesywnie z siatki energetycznej.
No nic innego, tylko dwa niekumate kable pojechały i teraz dziwią się światu ha ha ha...
Pojawiło się też co to za emocja mną zawładnęła... a jakże, była to złość, że taka byłam dzielna, tyle z siebie dałam... a Hanuta miast mnie wychwalać tylko twierdziła, że ona też jest zmęczona.... Oczywiście całą tą figurę wraz z emocjami oddalam do światła i długo jeszcze się śmiałyśmy....

Jednak z tymi figurami, hologramami, kalkami czy jak tam chcecie nazwać te skorupy praca trwa nieustannie... wielu ludzi, którym przekazałyśmy jak sobie z tym radzimy, ze zdziwieniem robi swoje oczyszczanie tak lekko i tak efektownie.... Jednak tu potrzebny jest kontakt osobisty.... samo opisanie, bez przekazania wzorca jest tylko intelektualną wiedzą i co tu dużo mówić, mało  skuteczną... więcej zyskuje się bezsłownie przez bezpośredni kontakt komórek.
Tak więc łapałyśmy okruchy wiedzy, która przez nas przepływała wartkim potokiem jeszcze następną dobę.
Ostatniego dnia pobytu Hanuty zaczęło się życie bardziej towarzyskie... najpierw odwiedziłyśmy koleżankę, która z nami do kręgów pojechać nie mogła.... jednak relacji naszych była ciekawa. W trakcie opowiadania oczy Eli robiły się co raz bardziej zdumione, aż w końcu włączyła nam You Tube z panem Tadeuszem Owsianko, który innymi słowami mówił o tym samym co myśmy właśnie doświadczyły.
Po powrocie do domu ponowne parcie na sen... a po południu przyszła Grażyna i też potrzebowała tej wiedzy.... z którą my same jeszcze nie do końca jesteśmy ułożone... Ta wiedza stopniowo się rozjaśnia... pojawia … rozwija...
Kolejną porcję tej wiedzy otrzymałyśmy w dniu odjazdu Hanuty, tak że omal byśmy przegapiły jej pociąg … Na peronie znowu misiaczki i z tą nową wiedzą każda ruszyła w swoją stronę.....











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz