czwartek, 22 stycznia 2015

Baba Araba

22.01.2015




Tak mnie wzięło na wspominki ... rozmawiałam z wieloletnią koleżanką i ta wspominała nasze pierwsze spotkania i nawet poprosiła by wspomnieć jej historię.
Spotkałyśmy się na wykładzie jaki prowadziłam na temat produktów Dr. Nona ... zapamiętałam ją jako kobietę grającą rolę cichutkiej myszki a w jej polu było niesamowicie wiele wartościowych potencjałów ... co mnie przyciągało do niej. Umówiłyśmy się na kolejne spotkania ... okazało się że udziela się w wielu kręgach ezoterycznych co i mnie w tamtych czasach interesowało... i tak zaczęła nawiązywać się zażyłość.


To, co mnie uderzyło w tych kręgach ezoterycznych, to niesamowite chwalenie się co która widzi i takie ogólne rozgadanie przypominające gdakanie kur. Moja koleżanka rzadko zabierała głos i zawsze z sensem, jednak pozwalała się zagdakać ... nie podobało mi się to, więc swoim zwyczajem zaczęłam zadawać konkretne pytania po których rozmówca milkł, bo nie wiedział o czym mówi.

To z kolei spodobało się koleżance i tak co raz częściej rozmawiałyśmy na wiele ważnych tematów i sprawdziło się, że ma Ona bardzo rozległa wiedzę, jednak ta wiedza była tylko intelektualna. Na każdym kroku podpierała się jakimś autorytetem, jakby nie miała swojego zdania.

Kiedyś zobaczyłam ją jak wraca z mężem z zakupów ... ona obładowana torbami jak wielbłąd, zmęczona i smutna ... obok „Piotruś Pan” brylował i prawie że tańczył pohukując na żoneczkę, że taka smutna. Patrzyłam w zadumie ... na pytanie po co im dwojgu tyle zakupów, dowiedziałam się, że mąż zdecydował, i że w większości te zakupy są przeznaczone dla dorosłych dzieci i ich rodzin.
Zadumałam się głęboko ... z tej zadumy wyrwało mnie pytanie i bez zastanowienia powiedziałam, że myślę nad tym jak to w dwudziestym wieku europejka idzie publicznie ulicą jak baba araba a jej mąż nawet nie widzi niestosowności własnego zachowania.
Wtedy pierwszy raz dałam jej wykład o życiu. O tym, że dzieci to ona już nie ma gdyż są dorosłe, mieszkają setki kilometrów dalej i tego co dźwigała wcale nie musiała kupować i wieźć ... wystarczyło dać dorosłym synom pieniążki by sami zrobili zakupy i to takie, które im są potrzebne a nie te, które tato wybrał.
Do tego rolą kobiety jest urodzić i kochać dziecko...mąż ma dbać o potrzeby jego dzieci i ich matki. Jakbym nie patrzyła, to w przypadku koleżanki ona była i żoną i mężem i jeszcze workiem na humorki złośliwe faceta ... coś tu nie gra.
Mijały miesiące a „baba araba” robiła swoje ... było wiele dyskusji z ogromnym zdziwieniem koleżanki, że ona też ma prawo do własnych potrzeb, do swobody, do ŻYCIA a nie tylko obsługi całodobowej trzech facetów, bo i mąż i jeszcze dwaj synowie... podobnie ją traktowali.

Pamiętam z jaką dumą mi powiedziała, że za własne pieniądze kupiła sobie sama coś, już nie pamiętam nawet co, za to pamiętam ten błysk radości w oczach. I tak zaczęła się nowa droga mojej koleżanki ... rodzina dalej funkcjonuje (jedynie nie pod butem wojskowym) a ona po wielu doświadczeniach dosłownie wyrąbała sobie prawo do życia... już nie obsługuje ani męża ani synów i ich dzieci. Owszem ma z nimi dobry kontakt jednak w roli kobiety a nie niewolnicy.
Wiele było radości i śmiechu z tych wspominek ... BABA ARABA ... to był zwrot, który potrząsną moją przyjaciółką i jak mi powiedziała ... bardzo często motywował ją do bardzo niewygodnego przeprowadzania zmian.



Mam taki talent, że posługując się językiem metafor trafiam w czuły punkt rozmówcy, by oprzytomniał i sam zobaczył własne położenie z innej perspektywy ... jest to niejako moje narzędzie pracy ... jednak uczniowie różnie reagują szczególnie na początku... wiemy przecież jak niewygodne jest zobaczenie własnego udziału w niewygodnej sytuacji.

Mam też inną, ukochaną przyjaciółkę, wyszkoloną prze zemnie sensei .. jednak ta wciąż stawia mi zarzuty, że Ją „opieprzałam” choć przyznaje, że bez takiego wyciągania z niej prawdy do dziś byłaby mugolem. Jest to dość zabawne, jednak gdy mówi zwyczajowo w środowisku, które mnie nie zna to mam sporo zajęcia z obalaniem tej z gruntu fałszywej opinii.
Pozostaje mi jedynie nadzieja, że ukochanie własnych dramatów budowanych na plecach innej osoby znudzi ją i znajdzie mniej opiniotwórcze, dość szkodliwe określenia... już we własnym doświadczeniu sprawdza jak to działa, tylko jeszcze nie widzi swojej w tym roli.


Ech rozpisałam się... choć co człowiek to wielka opowieść ... a wspominki czasem są takie miłe.
Wszyscy uczniowie wiedzą jak bardzo ich kocham i jak dbam by poszerzyć ich świadomość nie wpływając na wolną Wolę... więc te wspominki dedykuję wszystkim moim uczniom jako podziękowanie za obdarzenie mnie tak cennym zaufaniem.



Sensei o wielu imionach:
Hania, Wanda, Fateha,

Gerlanda, Anillach, Shee







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz