wtorek, 2 lipca 2013

Samotność


Czyli poczucie opuszczenia

Samotność... tęsknota …. nostalgia... pustka... jakże często słyszymy te słowa.
Rodzi się zatem pytanie za czym tak tęsknimy... co ukoi ten stan?

Obserwuję jak miliony ludzi zatacza kręgi po świecie zewnętrznym uwiązani na sznurku własnych przekonań... kręgi są co raz większe... tempo też się zmienia i... zamiast ukojenia otrzymują przygniatające zmęczenie, a i często depresję.

Stara zasada mówi, że jeśli rezultat cię nie zadowala... to trzeba zmienić metody, myślenie.
Kto poważnie potraktował tą zasadę i wprowadził w życie, potwierdzi, że to działa... nie wystarczy wiedzieć trzeba zastosować.

Zobaczmy na jakich przekonaniach zbudowany jest nasz sznur.
Najczęściej szukamy drugiej „połówki jabłka”, bo to ma być para idealna według potocznego rozumienia... no i zobaczmy jak to połówka jabłuszka rajskiego (bardzo małe) ma pasować do połówki koszteli (bardzo duże) .. to i to jest jabłkiem.
Inne przekonanie mówi, że osoby się dopełniają … jakby im wcześniej czegoś brakowało ha ha ha. No i jak to przebiega? Ano dobiera się leń z pracusiem... dopełniają się doskonale.... jednak ze sobą wytrzymać nie mogą.
Takich i innych przekonań jest wiele i wszystkie prześwietlone logiką wskazują na ich marną skuteczność w związkach wysoko jakościowych.
A jednak wciąż szukamy jakichś dróg... jakichś spraw... związków... i szukamy... i o dziwo większość to bardzo bawi, wręcz zatraca się w tej zabawie.
Jednak kiedyś … w którymś wcieleniu przychodzi znudzenie  tą zabawą i budzi się determinacja do wyjścia.
Zabawne jest to wychodzenie, bo został nawyk biegania... więc biegamy od guru do guru... od książki do książki.. wciąż biegamy po zewnętrznym świecie...
No i w końcu przychodzi taki moment, kiedy umordowani padamy na glebę myśląc, że świat nam się kończy... milkniemy i... niespodzianka.

Właśnie zaczyna nam się świat, który cały czas czekał na nas we wnętrzu na tą ciszę.



Najpierw nieco nieśmiało... następnie co raz bardziej zuchwale zaczynamy doświadczać naszej wiedzy intelektualnej.
Odważamy się zapytać siebie: Kim Jestem? I Kogo szukam?
Odpowiedzi przychodzą w obrazach i często we śnie... nie od razu mamy odwagę im się przyjrzeć … tam … we wnętrzu są wszystkie tożsamości ze wszystkich wcieleń i wiele z nich po protu nam się nie podoba. Więc nawykowo wypieramy się... korkujemy je mocno w butelce … tworzymy takie dżiny naszej nieużywanej mocy... byle tylko nie przyznać się, że to też JA.
Robimy tak niemądrze bo się boimy oceny, przede wszystkim swojej własnej. Wolimy doprowadzić się do poważnych chorób łącznie z rakiem byle tylko nie zająć się tymi zblokowanymi, uciśnionymi i butwiejącymi energiami.
Tak więc dochodzimy do momentu, gdzie już nikną wymówki... momentu, który nas nagli byśmy wzięli za siebie totalną odpowiedzialność... a wszechświat nam w tym pomaga. Pokazuje nam innych ludzi, którzy „grają nam na nerwach” jednocześnie sugerując, że to też Ja tylko w innej roli.

Tak więc kochani zaczynamy rozumieć, że życie jest teatrem a nasze tożsamości tylko rolami jakie odgrywamy w tym teatrze...


Gdy doszłam do tego punktu, to byłam zdziwiona jak bardzo ja i większość ludzi uwielbia dramaty... tak kochani nie komedie a dramaty z sobą w głównej roli ofiary i kata. Oczywiście zmieniłam gatunek dramatu na komedię a rolę ponurą, poważną na dowcipną i radosną... scenariusz teatru powoli sam z siebie zmienia się... bo wszechświat zawsze odpowiada na nasze zapotrzebowanie. Zapewne gdzieś tam dzieją się złe rzeczy jednak do mnie to nie dociera... w moim świecie jest zbalansowana równowaga.

Całkiem niedawno zrozumiałam co jest powodem umiłowania dramatów. Okazuje się, że jako twórca mam tworzyć nowości z energii i potencjałów mnie dostępnych. Jeśli nie chcę tworzyć czegoś nowego, nieznanego... boję się zmian lub jestem zwykłym leniem przedkładającym zwykły „komfort” nad życie … to właśnie kręcę się w kółko w dramatach by markować, że nie mam innych możliwości i udaję, że szukam.

Kochani to szukanie to nic innego jak szukanie siebie samego. Jednak najbardziej boimy się tego czego najbardziej pragniemy, to jest dychotomia.

Tylko kiedy zaakceptujemy wszystkie tożsamości … figury... szmatki... czy jak tam nazwiecie, mamy możliwość zaakceptowania siebie, przetransformowania tego co nam nie odpowiada. A wszystko po to by stać się spójnym.
Tak więc przestają nas drażnić różni ludzie i sytuacje... to nie robi na nas już wrażenia. Widzimy złe czyny i rozumiemy, że to błędy przez które i my już przeszliśmy … znika wewnętrzne napięcie.

Możemy powiedzieć, że ktoś źle robi jednak nie nazwiemy tego kogoś złym człowiekiem. Przestajemy skupiać uwagę na złych czynach i widzimy wówczas piękne potencjały. Pomagamy w ten sposób uwidocznić te potencjały, zaistnieć im w rzeczywistości.

Właśnie wtedy, gdy stajemy się spójnym, przestajemy szukać osławionych połówek...a zaczynamy szukać drugiej spójnej osoby, by wspólnie i świadomie dzielić się ze światem swoją twórczością, swoim Jam Jest.

Jak osiąga się ten poziom, to samotność i pustka już nas nie dosięgają. My odzyskujemy własną pasję życia i wierzcie... ha ha ha... na nudy nie marnujemy już czasu. Do tego łatwo i lekko nawiązujemy kontakty z innymi, oni sami nas odnajdują i chętnie podpatrują jak można żyć w radości.
Zresztą jakość życia staje się najwyższa a kondycja psychiczna i fizyczna zachwyca nas samych i otoczenie... jak już jesteś w tym momencie, to możesz o sobie powiedzieć, że jesteś CZŁOWIEK... do tego momentu wszyscy byliśmy tylko człekokształtna powłoką.




Wszystkim Istotom życzę niczym nie skrępowanej 
radości życia i odwagi spotkania się z sobą samym.



Hania Fateha Gerlanda Anillach




4 komentarze:

  1. HA ! Piękny artykuł Haniu, jakże prawdziwy. Najbardziej lubię być sama ze sobą, nigdy się nie nudzę :) Jednak bycie z innymi ludźmi tak wiele nas uczy o nas samych. I to jest w życiu najpiękniejsze, jeśli ktoś lubi się uczyć, rzecz jasna :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi za słowa uznania... Samo lubienie uczenia się to jednak trochę mało :D... Jeszcze pamiętam strach przed skonfrontowaniem się z sobą samą... Jednak masz rację, jak już przejdziemy ten próg, to doświadczanie życia takim jakie jest... jest po protu piękne :D
    Cieplutko pozdrawiam.
    Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Haniu za wspaniały tekst, napisałaś go dla mnie, tak właśnie czuję. Wyszłam już z dramatów, lęków, żalów, pretensji, mam teraz świadomość przebywania na scenie życia i bawi mnie to.
    Gram swoją rolę z głęboką radością, jak aktor, który odczuwa szczęście, gdy może przebywać na scenie i w pełni oddaje się swojej roli mając jednak świadomość, że to tylko kolejny występ. Zostało mi jeszcze trochę rzeczy do zrobienia, aby w pełni stać się CZŁOWIEKIEM, ale wiem, że jestem na dobrej drodze, a ta droga jest wysłana uśmiechami serca <3

    Kocham Cię Haniu <3
    Pozwól, że zadedykuję Ci fragment mojego ulubionego utworu Edwarda Stachury:

    Życie to jest teatr, mówisz do mnie, opowiadasz
    Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada
    Życie to zabawa, wszystko to jest jedna gra
    Przy otwartych i zamkniętych drzwiach
    To jest gra!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa i jeszcze bardziej miłą postawę... ja też rozsyłam promienne uśmiechy wszędzie a szczególnie tam gdzie ponuracy są w sile.
    Tak granie jest fajne, szczególnie mnie bawi jak ktoś mi mówi coś nieciekawego... wtedy pada z mej strony pełne szacunku : tak rozumiem, że taką rolę wyznaczyłeś mi w swoim życiu, powiedz tylko czy gram ją dobrze ... no i kończą się szantaże emocjonalne...
    A Stachurę też lubię, jest wiele głębokich wglądów w Jego twórczości... pięknie dziękuję za ta trafne dobranie utworu... Słoneczne uśmiech i radość posyłam <3
    Hania

    OdpowiedzUsuń